Faworyta
reż. Yorgos Lanthimos
Faworyta to moje drugie podejście do filmów Yorgosa Lanthimosa. Pierwsze niestety zakończyło się porażką. „Lobster”, którego przetrwałam jedynie 30 minut był filmem dla zbyt abstrakcyjnym, zbyt hermetycznym i dziwnym. Absolutnie nie przypadł mi do gustu. Tym razem jednak okazało się zupełnie inaczej. „Faworyta” to film genialny, który całkowicie mnie zachwycił i jest dla mnie numerem jeden wśród obejrzanych ostatnio produkcji.
Mamy XVIII wiek, trafiamy na dwór królowej Anny Stuart (Olivia Colman). Anglia toczy właśnie wielką wojnę z Francją, zaś na samym dworze toczą się walki o wpływy pomiędzy dwoma funkcjonującymi ugrupowaniami – wigami i torysami. Schorowaną królową wspiera, zarówno w kwestiach politycznych, jak i prywatnych, jej przyjaciółka – Lady Sarah księżna Marlborough (Rachel Weisz). Nagle w układzie pomiędzy Anną a Sarą pojawia się ta trzecia – Abigail (Emma Stone), kuzynka Sary, której rodzina straciła wszystko i która w przybyciu na dwór upatruje odzyskanie dawnej pozycji. To właściwie byłoby tyle, jeśli chodzi o prawdę historyczną. Reżyser bierze na warsztat trójkąt relacji pomiędzy tymi kobietami i ubiera go w specyficzną, pełną groteski i zabawy formę. Twórcy filmów kostiumowych starają się przeważnie jak najdokładniej oddać realia epoki, zarówno pod względem charakteryzacji, scenografii, jak i na przykład języka. Lanthimosa miesza realia historyczne z własnymi pomysłami, nie boi się przerysowywania różnych zachowań i używania symboliki.
Faworyty dwie. I jedna królowa
„Faworyta” to film, w którym zdecydowanie dominują kobiety. Cała akcja koncentruje się na Królowej Annie i rywalizujących o jej względy Sarze i Abigail. Mężczyźni są bohaterami trzecioplanowymi, stanowią dla nich jedynie uzupełnienie, są tłem dla podejmowanych decyzji i nie mają zbyt dużego znaczenia w całej fabule. Czasami mamy wrażenie, że to Lady Sarah jest najbardziej męska ze wszystkich. Dużo bardziej niż noszący perukę, makijaż i zajmujący się wyścigami kaczek premier, który nie prezentuje się poważnie i dostojnie. Co ciekawe w rzeczywistości w przedstawionym w filmie okresie żył jeszcze mąż królowej Anny – książę Jerzy, który w filmie w ogóle nie istnieje. Jak widać nie był on reżyserowi do niczego potrzebny.
Wszystkie trzy główne bohaterki to niezwykle ciekawie skrojone postacie. Każda z nich jest zupełnie inna. Różne są także ich potrzeby i cele, do których dążą. Żadna nie jest też jednoznaczna. Na przestrzeni filmu kilkukrotnie zmieniały się moje sympatie, zaś gdy po seansie zaczęłam zastanawiać się nad motywacjami działań pomyślałam, że każda z nich zasługuje na współczucie. I co więcej każda jest fascynująca i możnaby stworzyć jej rozbudowany portret psychologiczny.
Anna to postać tragiczna. Cierpi – zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Nie trudno wyprowadzić ją z równowagi chociażby drobnym komentarzem. Jest zmęczona chorobami nie ma siły na skuteczne rządzenie Anglią. Nie do końca ogarnia rzeczywistość i bardziej zajmują ją wyścigi homarów niż kwestie podatków czy wojen. Jest samotna, czas spędza w swojej komnacie z królikami.
Na szczęście przy Annie czuwa jej przyjaciółka, powiernica, doradczyni czy kochanka – Sarah księżna Marlborough. Sarah czuwa zresztą nie tylko nad samopoczuciem królowej, ale także nad sytuacją w kraju. To ona w imieniu władczyni podejmuje wszelkie decyzje, nierzadko zgodnie ze swoim prywatnym interesem. Z drugiej strony nie można odmówić jej rozsądku. Tą, wydawałoby się, niezachwianą pozycję Sary na dworze zaczyna burzyć Abigail. Kiedy przybywa do pałacu nie posiadając nic i wydawać się może, że będzie skazana na mycie podłóg wzbudza u widzów współczucie. Bardzo szybko okazuje się jednak, że Abigail potrafi wkraść się w łaski (i do łóżka) królowej.
Anna, Sara i Abigail toczą ze sobą nieustanną grę. Knują, kombinują, bywają wyrachowane. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, na ile prawdziwe są uśmiech i uprzejmość.
Wszystkie trzy postacie są także bardzo, bardzo dobrze zagrane. Aktorki miały doskonałą możliwość zaprezentować w filmie swoje umiejętności. Zwłaszcza zachwyca Olivia Colman, która stworzyła naprawdę ciekawą i autentyczną postać królowej Anny. W jednej chwili potrafi ona uśmiechać się jak dziecko i zajadać tort rękoma, by po pięciu minutach okazać wściekłość lub też wpaść w histerię. Z twarzy Olivii jesteśmy w stanie wyczytać ogrom skrajnych emocji. Rachel Weisz i Emma Stone dorównują jej kroku.
Dwór królewski, do którego zaprasza widzów Lanthimos pod względem wizualnym prezentuje się okazale. Komnaty pełne są przepychu, zaś korytarze długie i rozległe. Zastosowanie szerokich obiektywów lub tzw. rybiego oka jeszcze mocniej podkreśla wielkość przestrzeni, zaś oświetlenie ich czasami jedną świecą tworzy półmrok skrywający tajemnice.
„Faworyta” nie byłaby tak dobrym filmem, gdyby nie specyficzny humor, który towarzyszy nam podczas całego seansu. Już otwierająca scena, podczas której oglądamy odbywające się w pałacowych komnatach wyścigi kaczek zorganizowane przez polityków mówi nam, że nie możemy traktować tego, co zobaczymy zupełnie poważnie. Nie będzie kojarzonego z filmami kostiumowymi dostojeństwa i wzniosłości, dla Lanthimosa nie ma tematów tabu. Królowa wymiotuje po zjedzeniu tortu, jej poddani rzucają pomarańczami w błazna. Pod przykrywką humoru jest jednak wiele gorzkiej prawdy.
Spośród obejrzanych filmów nominowanych do Oscara w głównej kategorii to zdecydowanie mój faworyt. Jest to film intrygujący, ciekawy pod względem realizacji, oryginalny i zupełnie inny niż pozostałe. O ile „Green book” czy „Narodziny gwiazdy” to po prostu dobre, miłe, poprawne filmy, tak „Faworyta” zaskakuje. I to zaskakuje pozytywnie pod każdym względem – scenariusza, reżyserii, zdjęć czy gry aktorskiej. Dawno żaden film mnie tak nie zachwycił!
PS. Nie umiem pisać tak dobrze, jak Varga. Więc z chęcią polecę Wam jego felieton na temat „Faworyty”, który ukazał się w Dużym Formacie: Jak zaspokoić królową oralnie i przeżyć.