„Nienawistna ósemka”
reż. Quentin Tarantino
Szalejąca dookoła burza śnieżna, jedno niewielkie pomieszczenie i ośmiu ludzi skazanych na spędzenie ze sobą kilku dni. „Nienawistna ósemka” to połączenie kryminału z filmem sensacyjnym i westernem (z niewielką domieszką komedii). Istna mieszanka wybuchowa – w przenośni i dosłownie. Tarantino bawi się z widzem.
Tarantino zaprasza widzów tym razem do mroźnego stanu Wyoming w Stanach Zjednoczonych chwilę po zakończeniu wojny secesyjnej. Łowca głów John Ruth „Szubienica” wiezie właśnie na stryczek do Red Rock jedną ze swoich ofiar – Daisy Domergue. Towarzyszy mu kolega po fachu Marquis Warren oraz przyszły szeryf Red Rock – Mannix. Szalejąca zamieć śnieżna zmusza ich dyliżans do dłuższego postoju w zajeździe zwanym „Pasmanterią Minnie”, gdzie przebywa już czwórka innych podróżujących. Bohaterom przyjdzie spędzić kilka dni w swoim towarzystwie.
Bardzo szybko okazuje się, że prawie nikt nie jest tym, za kogo się podaje i nigdy nie wiadomo, kto mówi prawdę, a kto blefuje. Od początku powstaje atmosfera pełna niepewności, podejrzeń i podziałów, która dusi się w niewielkich czterech ścianach Pasmanterii.
Film zaskakuje co chwila. Tarantino powoli odsłania kolejne karty, zdradza prawdziwe oblicza bohaterów, cofa się w czasie, aby przybliżyć motywy kierujące bohaterami. Napięcie rośnie stopniowo, a widzowie tylko czekają, kto pierwszy naciśnie na spust. Bo to, że ktoś zaraz naciśnie, uruchamiając maszynę do zabijania, jest przecież oczywiste.
Jak to u Tarantino bywa, brutalność i tryskająca krew towarzyszą nam przez połowę filmu – tę drugą. W pierwszej połowie tryskają za to słowa. Cóż innego mogą bowiem robić bohaterowie zamknięciu na kilkudziesięciu metrach kwadratowych, jak nie rozmawiać. Na szczęście Tarantino jest mistrzem pisania dialogów, chociaż momentami mistrzem powtarzającym się i schematycznym.
Zamknięcie bohaterów w jednym pomieszczeniu to niełatwe zadanie zarówno dla reżysera, jak i dla aktorów. Klaustrofobiczny nieco klimat, ciągłe zbliżenia na twarze lub prezentowanie detali, gdyż kamera nie ma miejsca, aby oddalić się nieco bardziej. Nie mniej jednak zdjęcia są jednym z mocniejszych elementów filmu. Światło, kolory – to wszystko współgra ze sobą.
Tarantino nakręcił kawał dobrego kina i nominacja do Oscara w kategorii „Najlepszy film” nie jest naciągana.