Dzisiaj spędziłam ponad 12 godzin poza domem i z powrotem byłam w pracy w Jusie. Zdecydowanie najbardziej odpowiadają mi tutaj małe dzieci, które mówią prostymi słowami. I nawet załapały dzisiaj, co znaczy jak mówię do nich proszę 😉 A poza tym w Jusie wiem co i jak trzeba robić. Wkurza mnie cały czas organizacja projektu, chociaż mam nadzieję, że w tym tygodniu będzie lepiej. Bo w sobotę byłyśmy przygotowane do wszystkiego, gdy okazało się, że nie ma żadnego serbskiego wolontariusza, żeby poszedł z nami. Aż takie odważne nie byłyśmy z Ewą, żeby pójść gdziekolwiek same.
Powinnam jeszcze wspomnieć o rodzinie, u której mieszkam. Ponieważ są to naprawdę przesympatyczni i bardzo otwarci ludzie. Za każdym razem, jak pójdziemy do nich w jakiejkolwiek sprawie zostajemy ugoszczone czymś do picia (ma specjalny trunek „only for womes”) i jedzenia. Przeważnie specjałami własnej roboty, gdyż Branka jest gospodynią domową z prawdziwego zdarzenia, która z przyjemnością spędza dnie w kuchni i przyjmuje gości. Poza tym naprawdę uwielbiam jej ekspresję i pogodę ducha.
2/3
27 września 2010
Już 2/3 wyjazdu za mną. Nawet nie zauważyłam, jak zleciały te cztery tygodnie poza Polską. Tak naprawdę, to mam wrażenie, że zostało bardzo niewiele czasu do końca, a jeszcze tyle rzeczy chciałabym zrobić i zobaczyć. Ostatnie dni były odwiedzaniem przez Ewę wszystkich najważniejszych miejsc w mieście. Czyli jeszcze raz pojechaliśmy na naleśniki na Zemun. posiedzieć na Adzie (nawet była naprawdę super pogoda), napić się plazmo-szejka i przespacerować po deptaku. W piątek wyjechał Yasin, a wczoraj Ewa więc na razie zostałam trochę sama. Ale może to i dobrze, bo zacznę się integrować z Serbami wreszcie. Już Irena zaproponowała, że pokaże mi „Beorgad nightlife”. Zresztą jutro wprowadza się ktoś nowy do naszego mieszkania (jeszcze nie wiem skąd i kto).
0 likes