Filmy / Kino europejskie

Koniec świata na końcu świata

21 lutego 2017

Tagi: , , ,

Barany. Islandzka opowieść”
reż. Grímur Hákonarson

Gdzieś na koń­cu świa­ta, na dale­kiej Islan­dii jest doli­na, w któ­rej ludzie zaj­mu­ją się hodow­lą owiec. Całe ich życie to zaj­mo­wa­nie się zwie­rzę­ta­mi – inny świat nie ist­nie­je. Owce mają imio­na, myje się je w wan­nie, kar­mi naj­le­piej jak potra­fi, a naj­waż­niej­szym wyda­rze­niem wspól­no­ty jest corocz­ny kon­kurs na naj­lep­sze­go bara­na. Dla­te­go też, gdy oka­zu­je się, że ze wzglę­du na epi­de­mię trzę­saw­ki nale­ży zabić wszyst­kie bara­ny w doli­nie i odka­zić teren życie nie­któ­rych miesz­kań­ców zaczy­na tra­cić sens. Bez owiec zosta­je w doli­nie tyl­ko pusty, zie­lo­ny kra­jo­braz i total­na pustka.

W tej doli­nie żyją dwaj bra­cia – Gum­mi i Kid­di, któ­rzy od ponad 40 lat nie roz­ma­wia­ją ze sobą. To oni są głów­ny­mi posta­cia­mi fil­mu, dooko­ła któ­rych zbu­do­wa­no histo­rię. Gum­mi i Kid­di żyją samot­nie, każ­dy w swo­im domu, nie mają rodzi­ny ani spe­cjal­nie przy­ja­ciół. Dwóch star­szych panów z bro­dą i w weł­nia­nych swe­trach, upar­tych i wyda­wa­ło by się, że sil­nych. Czy tra­ge­dia połą­czy, czy raczej jesz­cze bar­dziej skłó­ci ze sobą braci?

Dlaczego „Barany” mogą się spodobać?

Bara­ny” to film, w któ­rym wszyst­ko jest na swo­im miej­scu. Nie ma pra­wie żad­nych zbęd­nych ele­men­tów. Sce­ne­ria, zdję­cia, kolo­ry, gra aktor­ska – wszyst­ko to jest spój­ne i budu­je ide­al­nie kli­mat fil­mu. Kli­mat moc­no melan­cho­lij­ny, przej­mu­ją­cy. Oglą­da­jąc film zasta­na­wia­łam się, czy bar­dziej mi żal bara­nów, któ­re nie­win­ne i zdro­we musia­ły zgi­nąć na wszel­ki wypa­dek, czy ludzi, któ­rzy musie­li zmie­rzyć się z tą sytuacją.

W fil­mie urze­ka­ją pięk­ne zdję­cia. Widzi­my na ekra­nie roz­le­gle prze­strze­nie zie­lo­nych łąk i przy­ro­da nie ska­żo­na ludz­ką inge­ren­cją. Cho­ciaż domi­nu­je sza­ro-przy­bru­dzo­na kolo­ry­sty­ka, to dale­kie pej­za­że robią wra­że­nie wyjątkowych.

Dlaczego nie jest to film dla wszystkich?

Na pół­to­rej godzi­ny zosta­je­my zamknię­ci w nie­wiel­kiej doli­nie, na koń­cu świa­ta, gdzie żyje kil­ka­na­ście osób. Przez ekran prze­wi­ja się kil­ka osób, któ­re odzy­wa­ją się nie­spiesz­nie od cza­su do cza­su. Jest chłod­no, asce­tycz­nie wręcz, cicho i spo­koj­nie. Ale tak wła­śnie wyobra­żam sobie Islan­dię, jako kraj, gdzie żyje się w zgo­dzie z natu­rą, dale­ko od cha­osu i nowo­cze­sno­ści, jakie mamy w kon­ty­nen­tal­nej Euro­pie. Nie mniej dla nie­któ­rych może być nudno.

Szu­ka­jąc infor­ma­cji o tej pro­duk­cji tra­fi­łam na wywiad z reży­se­rem. War­to do nie­go zaj­rzeć po obej­rze­niu fil­mu, aby tro­chę lepiej jesz­cze zro­zu­mieć islandz­ką rze­czy­wi­stość. Háko­nar­son tłu­ma­czy w nim, że

W Islan­dii zima trwa całe wie­ki. Pod­czas tych dłu­gich mie­się­cy ludzie rzad­ko wycho­dzą z domów i doce­nia się wte­dy każ­de towa­rzy­stwo – nawet to beczą­ce. Moi boha­te­ro­wie żyją samot­nie – to w Islan­dii bar­dzo czę­ste. Do tego jesz­cze ze sobą nie roz­ma­wia­ją. Nic dziw­ne­go, że despe­rac­ko potrze­bu­ją jakie­goś kon­tak­tu z żywą isto­tą. Kie­dy przy­go­to­wy­wa­łem się do reali­za­cji fil­mu, wie­lu hodow­ców opo­wia­da­ło mi, że ich owce to wszyst­ko, co mają. I nawet nie cho­dzi tu o samo źró­dło utrzy­ma­nia. Owce w Islan­dii uwa­ża się raczej za zwie­rzę­ta domo­we, a nie hodow­la­ne. Ludzie są z nimi bar­dzo zwią­za­ni i kie­dy z jakiś przy­czyn je tra­cą, prze­ży­wa­ją to o wie­le głę­biej, niż gdy­by cho­dzi­ło na przy­kład o kro­wę. Ma to chy­ba coś wspól­ne­go z naszą tra­dy­cją; owca była w Islan­dii zawsze bar­dzo poważana.

Barany-islandzka-opowiesc-1

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

1 likes
Close