Pierwsze moje godziny w Belgradzie ograniczyły się do mojego mieszkania oraz budynków uniwersytetu. I wtedy naprawdę to miasto wydało mi się szare i przede wszystkim dalekie od naszych standardów. Ale jak zaczęłam chodzić po mieście to z każdym dniem zakochuję się w nim coraz bardziej. Jest tak różnorodne i ma tyle ciekawych miejsc, że nie zdążę się chyba nim znudzić przez te 6 tygodni. Chociaż główne ulice i centrum znam już na pamięć, to jednak pozostaje jeszcze druga strona rzeki do poznania. Do tej pory oprócz wszystkich uliczek i placów w centrum byłam na twierdzy Kalamegdan, w muzeum Tesli, muzeum etnograficzne, mauzoleum Tito oraz dzielnicę Zemun.
Chodząc po głównej ulicy – deptaku Kniazia Mihaila każdego dnia stwierdzam, że jest to super reprezentacyjna ulica miasta: każdy budynek ciekawy architektonicznie, eleganckie kawiarnie czy restauracje. Nasza Piotrkowska może się przy tym schować.Aczkolwiek najbardziej zaskoczyło nas jedno z przejść podziemnych połączonych z zejściem do stacji kolejki podmiejskiej (a podobno tu nie ma metra). To dopiero miejsce XXI wieku – tylko mega długie schody ruchome w dół przypomniały mi o moich lękach wysokości i innych takich.
Poza tym życie tutaj płynie wbrew pozorom bardzo spokojnie. Ludzie chodzą powoli, siedzą w wielu belgradzkich parkach czy opalają się na Adzie. Ada to kolejne niesamowite miejsce. Jest to jezioro w samym centrum miasta, które stanowi pewną enklawę relaksacyjną i przypomina kurort turystyczny. Obok jeziora są plaże, park, tereny sportowe oraz wiele kawiarni i miejsc do posiedzenia. Serbowie poradzili sobie z brakiem dostępu do morza i stworzyli coś podobnego we własnym zakresie 😉