Andrzej Stasiuk
„Zima”
Wyd. Czarne
Mają zniszczone plastikowe buty, są wolni i umierają na serce nim skończy się program. Potem ich dusze podróżują rannymi pekaesami między piątą, a szóstą. Nikt ich nie zauważa.
Przedstawione przez Stasiuka postaci egzystują, nie żyją, każdego dnia. Oszczędzają na szczepieniach zwierząt, kradną druty elektryfikacyjne, zachwycają się starymi koszulami z second handu i marzą o maluchu i zamieszkaniu w wielkim mieście Katowicach. Marzenia z pozoru proste, a jednak nie możliwe do zrealizowania. Są zniechęceni, żyją w marazmie, a jednocześnie czują, że tylko tyle mogą wymagać od życia i nie mają siły, by zmienić zbyt wiele. Samotność, bezsilność i rozpad – to słowa, które najpełniej charakteryzują opisywanych ludzi.
„Zima” z jednej strony budzi niepokój, z drugiej współczucie. Autor chce nam oprócz pokazania tych mało znanych beskidzkich wsi dać do myślenia nad ludzkim przemijaniem. Wydawać by się mogło, że podczas gdy człowiek zniknie z tego świata, rzeczy, które go otaczają, pozostaną na długo. Tak samo zresztą na długo pozostaną w czytelniku pomarańczowa syrenka czy zielona koszula. Stasiuk starannie buduje obrazy, wkłada do nich przedmioty, które nie pozostają bez znaczenia. Każde słowo jest ważne, poetycki i przejmujący opis stworzony przez autora ma w sobie wiele prostej ma w sobie wiele prostej, życiowej mądrości. Po opisanych w opowiadaniach ludziach często nie pozostanie bowiem nic ponad komplet garnków, szafa czy zjeżdżony rower.
Prześladują mnie rustykalne i archaiczne wizje, ponieważ od dawna wątpię w zmartwychwstanie ciał, ponieważ nagość i samowystarczalność przeminęły razem z rajskim upadkiem i teraz nic nie jesteśmy warci bez rzeczy, które nas otaczają, bo oddaliśmy im część naszych nieśmiertelnych dusz i musielibyśmy wszystko zabrać ze sobą, żeby stanąć przed obliczem w jakiej takiej całości.