„Boska Florence”
reż. Stephen Frears
Meryl Streep i Hugh Grant w historii o niezwykle interesującej kobiecie. „Boska Florence” to film oparty na historii Florence Jenkins – żyjącej w I połowie XX wieku w Nowym Jorku kobiety określanej mianem najgorszej śpiewaczki na świecie. O jej braku umiejętności wiedzieli wszyscy poza nią samą. Ze względu na odziedziczony po ojcu spadek Florence mogła poświęcić się realizacji marzenia i nieświadoma swojego okropnego głosu dawać koncerty.
Historia Florence to dobry temat zarówno na komedię (nieudane występy, udający zachwyt znajomi, reakcje publiczności), jak i dramat. Reżyserowi udało się stworzyć film pomiędzy – jest momentami zabawnie, ale nie prześmiewczo, jest też refleksyjnie, ale bez przesadnego patosu.
„Boska Florence” to film o pasji i realizacji marzeń…
Florence kochała muzykę. Nie wiemy do końca, na ile była świadoma swojego braku talentu i po prostu się tym nie przejmowała, a na ile wierzyła, że jest doskonałą śpiewaczką. Wiemy jednak, że całe swoje życie podporządkowała muzyce. Gdyby ktoś zabronił jej występować lub powiedział wprost, że jest beznadziejna to jej życie straciłoby sens. Na szczęście (dla niej, bo pewnie nie dla jej słuchaczy) nikt tego nie zrobił. Bardzo dobrze podsumowują to ostatnie słowa filmu: Ludzie mogą powiedzieć, że nie umiałam śpiewać, ale nikt nie powie, że nie śpiewałam
… o miłości…
Relacja pomiędzy Florence i St. Clairem była dość nietypowa. Spędzili ze sobą wiele lat, chociaż ze względu na chorobę Florence nigdy ze sobą nie współżyli. Na początku wydawać by się mogło, że związek z Florence to dla St. Claira przede wszystkim szansa na dostanie życie. Opłaca jego wydatki, zapewnia mu mieszkanie i możliwość obcowania w bogatym towarzystwie. St. Claire miał także inną kobietę, z którą spędzał noce, ale Katherine zawsze była na drugim miejscu. Z kolejnymi scenami zauważamy jednak, że nie był wyrachowany, ale naprawdę zależało mu na Florence. St. Claire pomagał ukochanej spełniać jej marzenia, dbał o nią najlepiej jak potrafił – m.in. zapewniał publiczność na koncertach i przychylne recenzje opłacając dziennikarzy.
Film trzech aktorów
Meryl Streep to klasa sama w sobie. Po jej rolach filmowych można oczekiwać, że będą na najwyższym poziomie. Florence w jej wykonaniu to subtelna, lekko naiwna starsza pani, pełna ciepła i dobra. Żyje w swoim świecie organizując przyjęcia i koncerty, nie przejmując się otaczającą ją rzeczywistością. Od razu zjednuje sobie sympatię widzów.
Ale w „Boskiej Florence” bardzo dobrze wypada towarzyszący jej Hugh Grant. Aktor, który kojarzył się nam do tej pory przede wszystkim z rolami w komediach romantycznych dostał szansę pokazania się z innej strony.
Powyższej dwójce towarzyszy Simon Helberg w roli pianisty. Jego postać zmienia się w trakcie trwania filmu. Z początku podśmiewający się z Florence i niechętny do publicznych występów z nią, z czasem całkowicie zmienia zdanie i zaczyna grać na koncercie nie tylko dla niemałych pieniędzy, ale dlatego, żeby sprawić radość starszej pani.
Na koniec nagranie Florence Foster Jenkins. Możecie posłuchać i ocenić sami.