22 kwietnia – Dzień Ziemi
Uwielbiam dziką (i nie tylko dziką) przyrodę. Już nie mogę się doczekać, kiedy będzie można znowu bez problemu pójść do lasu, pojechać w góry czy pospacerować wśród łąk. Chciałabym uciec od zgiełku miasta, schować się gdzieś pomiędzy drzewami i chłonąć świat, którego jeszcze nie zniszczyła ludzkość. Niestety, o taki świat jest coraz trudniej.
Naukowcy zajmujący się ekologią mówią różnie – od 10 do 50 lat możemy jeszcze w miarę bezpiecznie pożyć na Ziemi. Potem zacznie nam brakować wody, surowców wtórnych, a my sami zginiemy pod górami śmieci. Brzmi to trochę katastroficznie, ale niestety coraz bardziej dociera do mnie, że jak nie zaczniemy naprawdę dbać o Ziemię, to ona się w końcu na nas porządnie wkurzy. Kupujemy coraz więcej i więcej, często z wygody używamy jednorazówek tam, gdzie nie jest to konieczne. Nigdy nie byłam przesadnie nastawiona na konsumpcję, nie miałam potrzeby podążać za sezonową modą, ale z czasem coraz bardziej świadomie zaczęłam podchodzić do tego, jak moje zachowania wpływają na Ziemię. Bo nieraz niewielkie zmiany w codziennych nawykach, jeśli dokonało by ich miliony ludzi, byłyby wielką zmianą dla świata. Nie robię rzeczy odkrywczych. Ale coś tam jednak robię…
Przestałam jeść mięso
Było to pewnie rok temu, chociaż nie mam żadnej symbolicznej daty, kiedy postanowiłam zrezygnować z mięsa. Nie był to też raczej jeden dzień, kiedy powiedziałam sobie: nigdy więcej, a proces powolnego zmniejszania ilość mięsa na talerzu. Wydawało mi się, że nie będzie to specjalnie trudne, bo na moim talerzu i tak częściej lądowały warzywa i nabiał, niż kiełbasa czy kotlet. Okazuje się jednak, że o ile w domu udaje się w miarę opanować wegetariańskie przepisy, to gorzej bywa, kiedy jadam poza nim. Moja mama do tej pory co chwila pyta: dziecko, to co ty właściwie jesz. A ja twierdzę, że zrobienie ryżu z warzywami wcale nie jest trudniejsze, jeśli nie dodamy do niego kurczaka. Że kotlet z marchewki czy cukinii wcale nie zajmuje więcej czasu niż tradycyjny mielony. Że plasterek sera na kanapce smakuje tak samo dobrze jak plasterek szynki (chociaż oczywiście nie wszyscy się z tym zgadzają).
Zwracam uwagę na unikanie plastiku
Jak myślę o tych wszystkich mądrych radach, jak być zero waste, to mam wrażenie, że u mnie w domu wiele rzeczy było od zawsze. Dlatego zawdzięczam rodzicom nawyk noszenia własnych torebek na zakupy (pamiętam, jak tata chodził do spożywczaka z taką torbą w kratę), segregowania śmieci (u mnie pod blokiem kosze do segregacji stały już 20 lat temu), czy lunchboxy z pudełek po lodach. Na pewno jednak z czasem zaczęłam przykładać do tego jeszcze większą wagę. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz spakowałam warzywa czy owoce w markecie do foliówki (a tego już w domu nie rodzinnym nie robiliśmy), a jak już muszę, to taka torebka trafia do szuflady na później, a nie do kosza.
Postanowiłam nie kupować nowych ubrań
To jest moje wyzwanie na ten rok – nie kupić żadnych nowych ubrań poza bielizną. Nie oznacza to jednak, że w mojej szafie nic się nie pojawia. Pod określeniem „nowe” rozumiem bowiem ubrania prosto ze sklepów, a nie używane. Dlatego też z przyjemnością przeglądam strony internetowe, gdzie dziewczyny sprzedają ciuchy, których nie chcą już nosić. Zresztą można tam znaleźć o wiele ciekawsze i oryginalniejsze rzeczy, niż w galeriach handlowych. Polecam. Używane ubrania mają także jeszcze jedną zaletę oprócz zero waste – jest to cena. Oczywiście, gdy sukienka kosztuje 15 zł, to kusi by nabyć ich pięć miesięcznie, więc trzeba ćwiczyć czasami silną wolę.
PS. Sukienka na zdjęciu obok to jeden z moich ulubionych zakupów za 10 zł na ciuchach.
Dbajmy o Ziemię nie tylko w Dzień Ziemi
Nie trzeba być jakimś specjalnym radykałem, rezygnować ze wszystkiego i niczego nie kupować. Kiedy czytam na grupach dotyczących zero waste pytania, co zrobić z wody po makaronie czy pestek po czereśniach, to myślę sobie, że przesada. Bo nie potrzeba nam 100 osób, które zmniejszą ilość swoich śmieci do zera, ale 1000 000 osób, które zmniejszą o 1/3. Jak co miesiąc wprowadzimy jedno drobne postanowienie, jak chociażby kupienie karmy dla kota w dużej puszcze zamiast w małych saszetkach, to Ziemia się na pewno do nas uśmiechnie.