„Boyhood”
reż. Richard Linklater
12 lat to mnóstwo czasu. 12 lat temu byłam jeszcze w liceum, mieszkałam z rodzicami, byłam przyboczną harcerską i chodziłam na domówki do kolegów. 12 lat temu Richard Linklater zaczął kręcić swój film „Boyhood”. Przez ten czas co roku dokręcał kolejne sceny tak, aby aktorzy dorastali wraz z bohaterami. Koncepcja oryginalna, która dała mu nominację do Oscara.
„Boyhood” na tle innych filmów wyróżniał się sposobem realizacji. Zdjęcia do produkcji nie zamknęły się, jak to standardowo bywa, w kilku miesiącach, ale trwały wiele lat. Reżyser uznał, że chce przedstawić życie i dorastanie młodego chłopaka za pomocą jednego aktora i braku charakteryzacji. Nie ma na to innego sposobu jak pozwolić aktorom dorastać i starzeć się w takim samym tempie, jak odgrywane przez nich role.
Głównego bohatera filmu, Masona, poznajemy, gdy chłopak ma 6 lat. Wraz z matką i siostrą zmuszony jest opuścić dotychczasowy dom i przeprowadzić się do nowego miasta. Przez kolejne minuty filmu towarzyszymy Masonowi w dojrzewaniu i dorastaniu, poznajemy kolejne szkoły, domy, nowych znajomych i partnerów jego matki. Z jednej strony mamy pokazane wiele ważnych i przełomowych momentów z życia rodziny (przeprowadzka, ucieczka od ojczyma, pierwsze imprezy i pierwszy seks Masona), z drugiej zaś mnóstwo tutaj banalnych scen jedzenia śniadania czy oglądania telewizji.
W wielu recenzjach rozpisywano się na temat oryginalności kręcenia filmu. Nie mniej sama forma to za mało w tym przypadku. Już założenie zmieszczenia 12 lat w ciągu dwóch godzin jest wyzwaniem. Tym razem niestety reżyser według mnie nie do końca mu sprostał. Mamy zlepek wielu epizodów z życia Masona, w które nie zdążymy się zagłębić, jak przeskakujemy o rok do przodu i świat wokół głównego bohatera się zmienia.
Jeden z moich wykładowców prowadzący z nami zajęcia ze scenopisarstwa powiedział, że jeżeli scenariusz filmu byłby dokładnym odwzorowaniem życia, nawet najciekawszego, to nie dałoby się tego obejrzeć. Może nie jest aż tak źle, nie mniej jednak gdyby zapomnieć o tym, że film kręcono przez 12 lat, to zostałoby całkiem przeciętne kino familijne.