„Dream scenario”
reż. Kristoffer Borgli
Pomysł na ten film jest ciekawy – Paul (grany przez Nicolasa Cage) jest zupełnie zwykłym człowiekiem. Mężem, ojcem, profesorem uniwersytetu prowadzącym nudne wykłady z biologii ewolucyjnej. Takim, którego nikt nie docenia, nikt nie zaprasza na kolacje, którego nikt nie zapamiętuje i o którego istnieniu mało kto wie. Ma mało za mało włosów na głowie i trochę za dużo kilogramów. Aż pewnego dnia zaczyna się pojawiać w snach innych ludzi. I nie chodzi tutaj o kilka najbliższych osób, ale o miliony mieszkańców całej Ameryki. Nagle ze zwykłego przeciętniaka staje się najbardziej rozpoznawalnym człowiekiem w kraju. Jego życie zmienia się o 180 stopni.
„Dream scenario” nie jest to jednak żaden film science-fiction typu „Incepcji”. Nie jest dla nas ważne jak ani dlaczego Paul wkroczył do ludzkich snów. Poza jakimiś dwoma wzmiankami na ten temat mamy wrażenie, że cała sytuacja staje się dla ludzi zupełnie normalna. Nie jest to też komedia, jak możemy przeczytać przy okazji reklamowania filmu. To dramat – dramat człowieka, który nie ma żadnego wpływu na to, co śni się innym ludziom. A jednocześnie te sny mają ogromny wpływ na to, co dzieje się w jego życiu.
Początkowo w snach Paul jest podobnie jak w życiu – nudny, bierny, nijaki. Stoi i patrzy, bez względu na to, co dzieje się w snach. Nie przejmuje inicjatywy i nie próbuje nikomu pomóc (chociaż niektórzy o tę pomoc proszą). Sprawia wrażenie mimo wszystko miłego, starszego pana. Wszyscy zaczynają go uwielbiać, studenci tłumnie stawiają się na wykłady, córki przestają się go wstydzić. Jest zapraszany do telewizji, agencje reklamowe widzą w nim potencjał na twarz kampanii reklamowych. Kto by nie chciał promować swoich produktów w snach? To jest dopiero coś! Paul wreszcie czuje się doceniony, wyjątkowy. Nieco zagubiony w tej całej popularności ma jednak nadzieję, że pomoże mu to wydać nie napisaną jeszcze książkę naukową. Gdy cała sytuacja zaczyna mu wreszcie odpowiadać Paul w snach zaczyna być zupełnie innym człowiekiem – brutalnym, który kojarzy się z koszmarami.
„Dream scenario” obnaża proces zostawania celebrytą. Nie musisz mieć nic ciekawego do zaproponowania (umówmy się – Paul nie jest w ogóle interesujący), ważne, żebyś był rozpoznawalny. Wtedy możesz reklamować wszystko – od Sprita po zegarki. Podczas dość długiej sceny rozmowy z agencją marketingową, która nie ma najmniejszego pojęcia o tym, z kim rozmawia poza tym, że z człowiekiem ze snów widzimy pytanie – sprzedać się czy pozostać tym, kim jestem. Skorzystać z okazji czy pozostać wiernym swojej naukowej pracy.
Jednocześnie jak jesteś znany, to musisz być gotowy na hejt. Niczym nieuzasadniony, wyniszczający hejt. To druga strona sławy, która potrafi stać się przekleństwem. Ludzie nienawidzą cię, chociaż nie zrobiłeś im nic złego.
Jedynym elementem, który mi w tym filmie nie podszedł jest jego przedostatni akt. Zmieniamy nagle niemal całkowicie klimat filmu. Z dramatu o jednostce, o problemach Paula przeskakujemy do koncepcji urządzeń, które pozwalają każdemu wejść do snu innych osób. Te nowoczesne wynalazki mają być używane zarówno przez osoby prywatne, jak i wielkie firmy i całkowicie zrewolucjonizować nasze sny. Jest to nawiązanie do tego, co zapoczątkował nieświadomie Paul i było
Mimo wszystko „Dream scenario” polecam. Bardzo współczesny film, który w pośredni sposób pokazuje aktualne problemy – czyli to, w jaki sposób powstają nasze opinie o innych, problem cancel culture czy konieczności walki z fałszywymi oskażeniami. Ile razy zdarzyło się, że wizerunek znanych ludzi budowany jest tylko na podstawie tego, co widzimy na Instagramie, chociaż niby wszyscy wiemy, że social media mają się nijak do prawdziwego życia. Albo nawet nie na podstawie tego, co ktoś pokazuje na swoich profilach, ale jakiś nagrań z zupełnie innych miejsc.