„Dziewczyna z szafy”
reż. Bodo Kox
Są ona, on i on. I jeszcze jedna ona ewentualnie. Wszyscy dalecy od przeciętności, chociaż każdy z nich odbiega od norm w nieco inną stronę. Bodo Kox nakręcił film o ludziach, ich problemach i relacjach zamknięty do zbioru czterech bohaterów i jednej klatki schodowej s starym, szarym bloku z wielkiej płyty. Ale na tej niewielkiej przestrzeni dzieje się wiele.
Jest Jacek – młody grafik komputerowy, który opowiada suche dowcipy, próbuje poznać fajną laskę, ale przede wszystkim opiekuje się swoim bratem. Jest też Tomek (Wojciech Mecwaldowski), upośledzony brat Jacka, który wymaga ciągłej opieki i nie może zostawać sam w domu. Po drugiej stronie korytarza mieszka Magda (Magdalena Różańska), cicha, tajemnicza dziewczyna, zdystansowana do świata i trochę się go bojąca, która najlepiej czuje się w wielkiej szafie u siebie w domu. Dodatkiem do tego wszystkiego jest Kwiatkowska, wredna sąsiadka, dewotka, która godzi się czasami zostać z Tomkiem za jedyne 50 zł.
Pewnego razu Jacek zostaje zmuszony, aby zostawić Tomka pod opieką Magdy – pomiędzy dwójką odciętych od świata ludzi powstaje wyjątkowa relacja. Ludzie, którzy nie rozumieją świata zaczynają rozumieć siebie. Chociaż wydawało by się, że każde z nich jest inne w zupełnie inny sposób, to właśnie ta inność jednoczy. I pomaga Magdzie zaakceptować Tomka, z czym inni mieli problem.
Film Bodo Koxa ma w sobie wyjątkowy klimat. Zdjęcia nakręcone są w taki sposób, że możemy zrozumieć, jak widzi świat Magda czy co drzemie w głowie Tomka. Doskonale oddają surrealistyczną wizję rzeczywistości, jak rodzi się w głowach bohaterów.
„Dziewczyna z szafy” to film o miłości. Ale nie nie tej namiętnej i romantycznej, a o takiej opartej na zrozumieniu i braterstwie duszy.
Historia przedstawiona w filmie jest smutna, ale też piękna zarazem. Wzruszająca i pełna emocji. Intrygująca. To taka historia, wobec której nie można pozostać obojętnym. Nie jest to film z serii łatwych i przyjemnych, ale na pewno film wart obejrzenia.