Ilona Wiśniewska
„Hen. Na północy Norwegii”
Wyd. Czarne
Finnamark to najbardziej wysunięty na północ region Norwegii. To koniec świata – w sensie geograficznym i metafizycznym. Dalej nie ma już nic. I niedługo w samym Finnamarku również nie będzie już nic. Ilona Wiśniewska jedzie tam, aby porozmawiać z tymi, którzy zostali i tymi, którzy wyjechali. Kiedyś region słynął z rybołówstwa i hodowli reniferów, ale to już przeszłość. Dziś jest to świat, z którego się ucieka.
Finnamark to kraniec. Nie ma znaczenia, skąd się patrzy, bo to nadal będzie albo daleko, albo hen daleko. Słowo hen w języku norweskim odnosi się do odległości, tyle że równie dobrze może znaczyć po drugiej stronie globu, jak i tuż za rogiem
„Hen. Na północy Norwegii” to zbiór indywidualnych ludzkich opowieści uzupełnionych o historyczny komentarz. Ilona Wiśniewska wprasza się na herbatę, ogląda rodzinne zdjęcia, słucha wspomnień i marzeń. Robi to subtelnie i z wyczuciem. Północ nie jest jednak dla autorki obcym światem, do którego wpadła tylko na chwilę. Jakiś czas temu przeniosła tam na trochę swoje życie, stamtąd pochodzi jej mąż. Mimo wszystko jednak pisanie książki było dla Wiśniewskiej odkrywaniem nowego i próbą wejścia w świat mieszkańców północy jeszcze głębiej.
Na północy jest zimno
Zimny klimat hartuje charakter. Ludzie nauczeni życia w ciężkich warunkach są twardsi, mogą więcej znieść. Trzeba zmagać się z surową naturą, która nie jest zbyt przyjazna człowiekowi. Ciężkie warunki życia uczą także pokory, szacunku wobec Ziemi i morza, od których jesteśmy zależni. Praca jest wartością.
Na północy jest pusto
Zimna i odległa północ nigdy nie była łatwym miejscem do życia. Długo jednak ludzie radzili sobie w tych warunkach, prowadzili spokojne życie. Aż przyszła II wojna światowa i po raz pierwszy zaczęło robić się tu pusto. Uciekający przez te tereny hitlerowcy palili za sobą wszystko zostawiając ludzi bez dachu nad głową. Wielu nie miało sił, by odbudowywać swoje życie na zgliszczach i wyjechało na południe.
Współcześnie młodzi ludzie nie chcą mieszkać w Finnamarku, nie widzą tu dla siebie przyszłości. Jak tylko trafi się okazja wyjeżdżają, najchętniej do dużych miast za wykształceniem i ciekawą pracą. Zostają nieliczni, którzy z trudem próbują związać koniec z końcem i walczą z samotnością tęskniąc za dziećmi, które są gdzieś daleko. Opuszczone domu coraz częściej popadają w ruinę i straszą pustymi oknami. Nie znajdziemy tu dużych miast, a wioski, które obecnie zamieszkuje w najlepszym wypadku kilkanaście/kilkadziesiąt rodzin. Albo nawet nie rodzin.
Na północy jest cicho
Mieszkańcy Finnamarku nie lubią krzyczeć. Nie zawsze lubią też rozmawiać. Potrzeba czasu, aby zdobyć ich zaufanie i zachęcić do opowiadania. Aby przełamać ciszę Ilona Wiśniewska czasami potrzebowała kilku dni.
Po cichu ludzie północy próbują także zachować własną tożsamość. Norwegia kojarzona jest jako kraj niezwykle tolerancyjny i otwarty na innych. Ilona Wiśniewska pokazuje nam, że nie zawsze jest to prawdą. Rdzennymi mieszkańcami Finnamarku są Saamowie (czyli Lapończycy). Musieli oni zmierzyć się z prowadzoną przez lata norwegizacją, której jednym z przejawów było uciszanie tradycyjnego śpiewania joiku.
Żadne wołanie o pomoc nie zostanie tu usłyszane, nawet jeśli komuś przyszłoby do głowy krzyczeć.
„Hen. Na północy Norwegii” to książka o tym, co jest niby blisko, a jednak daleko. Dla Norwegów Finnamark jest regionem, którym nie interesują się za bardzo. Wolą się tam nie zapuszczać. To smutno-gorzka prawda o miejscu, które powoli pustoszeje. Czytajcie!
* Wszystkie zdjęcia autorstwa Ilony Wiśniewskiej