„Her”
reż. Spike Jonze
Ostatnio przeczytałam artykuł, że już niedługo komputery zastąpią ludzi przy wykonywaniu kolejnych zawodów. Nie będzie to tylko przykręcanie części czy napełnianie butelek, ale między innymi dziennikarstwo czy reklama. Nasza cywilizacja rozwija się w takim tempie, że komputer potrafi myśleć coraz logiczniej. A może za 20 lat okaże się, że nie tylko myśleć, ale także odczuwać i mieć emocje? Taka wizja z jednej strony bywa fascynująca, z drugiej zaś przerażająca.
Mamy głównego bohatera – Theodor, lat ok. 40, zajmuje się pisaniem listów w imieniu innych (taki zawód przyszłości), właśnie jest w trakcie rozwodu. I główną bohaterkę – Samantha, odkrywająca siebie, fascynująca i tajemnicza, będąca… systemem komputerowym. Zwykle w takim przypadku pojawia się miłość i tutaj nie jest inaczej. Zmysłowemu głosowi, którego Samancie użyczyła Scarlett Johansson nie łatwo się oprzeć.
Jednak połączenie człowieka z systemem, który może tylko rozmawiać z Theodorem, sprawdzać jego miale w ułamki sekund i analizować sytuację jest nieco inna niż w tradycyjnym filmie o miłości. Tylko albo aż – Samantha jest bowiem systemem sztucznej inteligencji, który kieruje się emocjami, reaguje na nasze potrzeby i jednocześnie ma swoje, potrafi być idealną powierniczką i przyjaciółką odpowiadającą zgodnie z oczekiwaniami.
„Her” to film bardziej smutny niż romantyczny. W zdominowanym przez technologię świecie ludziom coraz trudniej nawiązywać codzienne relacje i tworzyć związki z drugim człowiekiem. Theodor nie jest jedynym, który swój czas spędza z systemem. Taki system jest zaprogramowany pod nas, a w razie czego w każdej chwili można go odinstalować i zapomnieć. Wydawać się może, że nowoczesna technologia to jedynie pretekst do opowiedzenia historii o umiejętności radzenia sobie z emocjami, z życiem w społeczeństwie, o samotności i potrzebie bliskości. Tehodor, który w imieniu swoich klientów piszę piękne listy o miłości ma problem z porozmawianiem ze swoją byłą żoną. Uciekanie od problemów w wirtualny świat nie zawsze jest dobrym rozwiązaniem, nawet jeśli przez chwilę czujemy, że właśnie tam jest nasze miejsce.
Świat przedstawiony w filmie to przyszłość, jednak przyszłość nie aż tak odległa. Widz nie ma do czynienia z latającymi taksówkami czy teleportacją, ale z dobrze znanymi szklanymi wieżowcami, komputerami czy telefonami komórkowymi. Takie przedstawienie pozwala nam zrozumieć, że przedstawiona historia nie jest jakimś abstrakcyjnym „kiedyś”, ale czymś naprawdę bliskim.