Filmy / Serial

Jane the Virgin

7 września 2019

Tagi: , , ,

Jane the virgin”

Moż­na oglą­dać ambit­ne pro­duk­cje, któ­re zmie­nia­ją coś w naszym życiu, zmu­szą do myśle­nia nad sen­sem życia i cze­goś nas uczą. Ale moż­na też od cza­su do cza­su obej­rzeć coś, co jest czy­stą roz­ryw­ką i ma na celu przede wszyst­kim zapew­nić wie­czor­ny relaks. Tak wła­śnie było w przy­pad­ku „Jane the vir­gin”. To jest serial absur­dal­ny, paro­dia laty­no­skich tele­no­we­li i ame­ry­kań­skich sit­co­mów, w dodat­ku prze­peł­nio­ny rze­cza­mi nie­moż­li­wy­mi nawet w tego typu pro­duk­cjach. Ale ma w sobie coś wyjąt­ko­we­go, coś co wcią­ga na 100 odcin­ków i spra­wia, że nie czu­je­my się ani przez moment znu­dze­ni histo­rią, tyl­ko peł­ni emo­cji cze­ka­my na kolej­ny tydzień.

W dużym skrócie

Histo­rii opo­wie­dzia­nej w „Jane the vir­gin” nie da się w żaden spo­sób stre­ścić, opo­wie­dze­nie nawet w dużym skró­cie tego, co twór­cy zapre­zen­to­wa­li w trak­cie 100 odcin­ków (tak, nakrę­co­no 5 sezo­nów po 20 odcin­ków!) zaję­ło­by kil­ka­na­ście stron. Mno­gość posta­ci i wąt­ków, któ­re co chwi­la zaska­ku­ją się zmie­nia­ją jest ogrom­na. Punk­tem wyj­ścia jest przy­pad­ko­we sztucz­ne zapłod­nie­nie głów­nej boha­ter­ki pod­czas wizy­ty  gine­ko­lo­ga – pani dok­tor pomy­li­ła pacjent­ki i tak jakoś wyszło. Tyl­ko że Jane jest dzie­wi­cą i ma chło­pa­ka (Miche­ala), któ­ry wca­le nie jest ojcem dziec­ka, bo jest nim wła­ści­ciel hote­lu (Rafa­el), w któ­rym pra­cu­je dziew­czy­na, ale ten o niczym nie wie, bo jego żona ukra­dła sper­mę, żeby zatrzy­mać go przy sobie na dziec­ko… Brzmi odje­cha­nie? Jak do tego doło­ży­my fakt, że maco­cha Rafa­ela jest sze­fem gru­py prze­stęp­czej, a ojciec Jane, któ­re­go nie zna­ła i któ­ry posta­na­wia nagle się obja­wić super­gwiaz­dą tele­no­wel robi się jesz­cze cie­ka­wiej. A to dopie­ro począ­tek. Bo będą licz­ne miło­ści, ślu­by, roz­wo­dy, mor­der­stwa, porwa­nia cho­ro­by, odkry­wa­nie rodzin­nych tajem­nic czy zmia­ny tożsamości.

Zabawa formą

Twór­cy wymie­sza­li w seria­lu pra­wie wszyst­kie moż­li­we gatun­ki. Mamy więc histo­rię miło­sną, kry­mi­nał, kino sen­sa­cyj­ne, dra­mat spo­łecz­ny i psy­cho­lo­gicz­ny. Z każ­de­go z nich wzię­to ogra­ne sche­ma­ty i naj­bar­dziej kla­sycz­ne kli­sze (bied­na dziew­czy­na i boga­ty pan, poja­wia­ją­ca się nie­zna­na sio­stra bliź­niacz­ka i inne takie), wrzu­co­no do jed­ne­go wor­ka i wymie­sza­no. Wyszło z tego jed­nak coś zaska­ku­ją­co dobre­go. Cho­ciaż wszyst­kie ele­men­ty osob­no już gdzieś kie­dyś widzie­li­śmy i nie są one niczym nowym, to w takim połą­cze­niu wycho­dzi coś świe­że­go. Duża w tym zasłu­ga róż­ne­go rodza­ju dodat­ko­wych ele­men­tów for­mal­nych, któ­re zasto­so­wa­li twórcy.

Po pierw­sze świat komen­tu­je nar­ra­tor, któ­ry nie tyl­ko wie wię­cej, ale też nie raz doda­je swo­je emo­cje i uwa­gi. Doda­je wprost co czu­ją i myślą boha­te­ro­wie, przy­po­mi­na, co było wcze­śniej, ale też komen­tu­je jeśli coś mu się nie podo­ba. Komik­so­we dym­ki, emo­ti­ko­ny, spa­da­ją­ce nagle na zako­cha­nych płat­ki róż, dru­ga Jane szep­czą­ca coś pierw­szej na ucho, gore­ją­ce wprost ser­ce, slow motion – to wszyst­ko i jesz­cze wię­cej poja­wia się na ekra­nie. Oglą­da­my sce­nę, aby po chwi­li usły­szeć „ale napraw­dę było jed­nak zupeł­nie ina­czej” i dowie­dzieć się, że poka­za­no nam wyobra­że­nie któ­re­goś z bohaterów.

Twór­cy seria­lu nie trak­tu­ją świa­ta przed­sta­wio­ne­go śmier­tel­nie poważ­nie i tak samo nie powin­ni widzo­wie. Kicz ma być kiczem i wywo­ły­wać uśmiech na naszych twa­rzach. Kolo­ro­we wnę­trza, słod­kie cza­sa­mi sukien­ki Jane – to wszyst­ko jest ide­al­nie spój­ne z resz­tą. To taka sytu­acja, kie­dy coś z pozo­ru złe będzie dobre.

Rodzina jest najważniejsza

Pod war­stwą ory­gi­nal­nych posta­ci, zaska­ku­ją­cej fabu­ły i zaba­wy for­mą serial ma jed­nak do powie­dze­nia tro­chę mądrych rze­czy. Przede wszyst­kim bar­dzo moc­no pod­kre­śla war­tość rodzi­ny. Jane, jej mat­ka Xio­ma­ra i bab­cia Alba to przy­kład wyjąt­ko­wej rela­cji. Cho­ciaż trzy kobie­ty w jed­nym domu to nie­ustan­ne źró­dło sprze­czek, to jed­nak zawsze mogą one na sie­bie liczyć. Sta­łym ele­men­tem seria­lu jest huś­taw­ka przed domem, gdzie sia­da­ją wszyst­kie trzy, aby poroz­ma­wiać, popła­kać i się wza­jem­nie zmo­ty­wo­wać i powspierać.

Dużo miej­sca poświę­co­ne jest tak­że pro­ble­mom mniej­szo­ści laty­no­skiej w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Cała rodzi­na Jane pocho­dzi z Wene­zu­eli, skąd przy­je­cha­li nie­le­gal­nie. Bab­cia do tej pory nie ure­gu­lo­wa­ła swo­je­go poby­tu i będzie musia­ła zmie­rzyć się z pro­ce­du­rą uzy­ska­nia ame­ry­kań­skich doku­men­tów (nie tyl­ko zresz­tą ona).

Dlaczego oglądam takie seriale, jak „Jane the virgin”?

Histo­ria Jane to bar­dzo dobrze skro­jo­na opo­wieść. Taka, gdzie poko­cha­li­śmy boha­te­rów i trzy­ma­my za nich kciu­ki, gdzie prze­ży­wa­my ich pro­ble­my i cze­ka­my, co będzie dalej (zwłasz­cza, że odcin­ki uka­zy­wa­ły się w try­bie tygo­dnio­wym na Net­flxie, więc trze­ba było cze­kać). Jeże­li kie­dyś będzie­cie mieć nad­miar wol­ne­go cza­su to war­to obejrzeć.

3 likes
Close