Maria Peszek
„Jezus Maria Peszek”
Niedawno ukazała się najnowsza, trzecia już, płyta Marii Peszek. Bardzo osobista, szczera aż do bólu, przesiąknięta tym, co Maria przeżyła w ciągu ostatniego czasu. Przy okazji ukazania się płyty „Jezus Maria Peszek” artystka zdecydowała się na udzielenie wywiadu dla tygodnika „Polityka” (25.09.2012 r.), w którym obnażyła ostatni okres życia – taki, który mógł być dla niej ostatnim w ogóle. We wspomnianym wywiadzie Peszek tak określa napisanie przez siebie teksty: Retransmisja. Bo już z tego hamaka wróciłam. To jest bardzo świadome. To nie jest coś, co we mnie siedzi i gada. To gadam ja, Maria Peszek. Doświadczona, wolna, świadoma.
Do tej pory Peszek prezentowała się jako buntownicza, nieco bluźniercza, arogancka. Ale przede wszystkim jako wykreowana na taką. Śpiewała o seksie w odważny i bezpośredni sposób, mając świadomość kontrowersji. Maria Peszek zaliczana jest do gwiazd popkultury, które potrafią robić dookoła siebie dużo szumu, lubią szokować, ale przede wszystkim umieją dostosować się do sytuacji i potrzeb rynku. I nie ma w tym nic złego, gdyż współcześnie bycie piosenkarzem nie ogranicza się do śpiewania piosenek, ale także do umiejętnego ich sprzedawania.
Z płyty „Jezus Maria Peszek” dowiadujemy się wiele: jaki jest stosunek piosenkarki do Boga („Pan nie jest moim pasterzem”), do kraju, w którym żyje („Sorry Polsko”), do macierzyństwa („Nie wiem, czy chcę) itp. Nie można powiedzieć, że jest to płyta zła. A nawet bardziej – jest to płyta bardzo dobra, zarówno w warstwie tekstowej, jak i muzycznej. Piosenka dedykowana Amy Winehouse porusza do głębi i pokazuje niezwykłą samotność i bezsilność. Można by pokusić się o stwierdzenie, że w którymś momencie życia Maria była w bardzo podobnym stanie, jak Amy, tylko na szczęście znalazła inne rozwiązanie.
Słuchając „Jezus Maria Peszek” oraz zapoznając się z tym, w jaki sposób Maria komentuje swoje najnowsze dzieło można by się zastanowić, czym tak naprawdę jest kreacja artystyczna. I czy szczerość też nie może nią być? Na pewno opowieści o depresji, myślach samobójczych i całkowitym kryzysie twórczym budują otoczkę wokół płyty. Teksty Peszek są szczere, obrazują jej światopogląd, jednak czy płyta byłaby sobą bez tych wszystkich wywiadów. Czy na słuchaczu fragmenty Tłukę głową o ścianę i tłuc nie przestanę / Ej, czy ktoś słyszy mnie? / Ej, tu jestem na dnie zrobiłyby takie samo wrażenie, gdyby nie wiedział z czego wynikają konkretne przemyślenia i słowa? Czy naprawdę pół Polski musi poznać bolesną historię Marii Peszek, aby umieć docenić jej talent artystyczny.
Życie artysty jest jedną wielką kreacją. Tym razem Maria przyjęła kreację „bycia sobą”.