Książki / powieść

Słodko-gorzki smak lata

10 lipca 2022

Tagi: , , , ,

Zośka Papużanka
„Kąkol”
Wydawnictwo Marginesy

Zoś­ka Papu­żan­ka zabie­ra nas na wieś. Gdzieś do prze­ło­mu lat 80. i 90. ubie­głe­go wie­ku. Wraz z dwu­na­sto­let­nią boha­ter­ką jedzie­my do domu jej dziad­ka, aby spę­dzić rodzin­ne waka­cje z dala od mia­sta. Powin­no być miło, siel­sko, rado­śnie i bez­tro­sko. Powin­no, ale nie jest. Spę­dza­my te waka­cje bowiem w gro­nie rodzi­ny, któ­ra za sobą nie­spe­cjal­nie przepada.„Kąkol” to opis jed­ne­go lata. Sen­sty­men­tal­ne wspo­mnie­nia z cza­sów dzie­ciń­stwa. Ale tyle wystar­czy, żeby zro­zu­mieć rela­cje pomię­dzy ludź­mi, z któ­ry­mi przy­szło żyć naszej bohaterce.

Na świat patrzy­my ocza­mi dziec­ka. Nar­ra­tor­ka, cho­ciaż ma zale­d­wie dwa­na­ście lat, potra­fi jed­nak zauwa­żyć bar­dzo wie­le i wycią­gnąć wnio­ski z tego, co widzi. Oczy­wi­ście nie wszyst­ko jest dla niej zro­zu­mia­łe – nie potra­fi pojąć, cze­mu nie moż­na bawić się z sąsia­da­mi, cze­mu przy­ja­ciół­ka musi pra­co­wać w waka­cje. Ale nawet to jej nie­zro­zu­mie­nie dla świa­ta doro­słych pozwa­la czy­tel­ni­ko­wi lepiej poznać oto­cze­nie. Niby mamy do czy­nie­nia z pro­sty­mi histo­ryj­ka­mi, z luź­ny­mi wspo­mnie­nia­mi i przy­go­da­mi z dzie­cię­cych zabaw, a jed­nak kry­je się za tym coś wię­cej. Jest to prze­my­co­ne jak­by przy oka­zji. Zaba­wa w pod­cho­dy jest pre­tek­stem, aby poka­zać, że na dzie­ci się krzy­czy, a nie je przy­tu­la, gdy się zgu­bią. Dziew­czy­na widzi i czu­je, co dzie­je się dooko­ła niej, ale zupeł­nie nie wie, co z tym może zro­bić. Może tyl­ko zapi­sać w zie­lo­nym zeszy­cie, któ­ry dosta­ła od przy­ja­ciół­ki, bo jest zbyt mło­da, aby sobie z tym poradzić.

Kąkol to chwast, któ­ry jeśli tyl­ko poja­wi się w zbo­żu nisz­czy plo­ny. Spra­wia, że ziar­na są zatru­te, nie nada­ją się do nicze­go. Zasta­na­wia­łam się czy­ta­jąc książ­kę Papu­żan­ki któ­ry z boha­te­rów jest takim wła­śnie chwa­stem. I ze smut­kiem docho­dzi­łam do wnio­sku, że pra­wie każ­dy. A już na pew­no każ­dy doro­sły czło­nek rodzi­ny. Jest tutaj bowiem dzia­dek Anto­ni, któ­ry jest jak Bóg (ale ten zły Bóg, któ­ry grzmi i karze czło­wie­ka za grze­chy) i bez ogró­dek mówi wnucz­ce, że jest głu­pia. Jest ojciec, któ­ry bar­dziej inte­re­su­je się swo­im samo­cho­dem niż dziec­kiem. Mat­ka, któ­ra pozo­sta­je cał­ko­wi­cie bier­na. Ciot­ka Irmi­na, któ­rej nie obcho­dzi nic poza opa­la­niem się z papie­ro­sem w ustach (i tym, żeby jej synek się nie spo­cił za bar­dzo)… Jest jesz­cze szwa­gier, bab­cia, dru­ga ciot­ka, rodzeń­stwo, kuzyn. To rodzi­na od któ­rej chcia­ło­by się uciec. A uciec moż­na tyl­ko gdzieś nad rze­kę, na łąkę.

Dom to popu­lar­na nazwa miej­sca, w któ­rym ludzie prze­by­wa­ją, gdy pada deszcz i gdy chcą zade­mon­stro­wać, że mogą ze sobą wytrzy­mać, cho­ciaż nie mogą ze sobą wytrzy­mać, Nazwa popu­lar­na i nie­zbyt pre­cy­zyj­na. W domu ludzi, naj­czę­ściej kie­dy wła­śnie pada, wyko­nu­ją tajem­ni­czym spo­so­bem nowych ludzi, żeby oni też nie mogli ze sobą wytrzy­mać, Każ­de­mu się to należy.

Tym jed­nak, za co poko­cha­łam Zoś­kę Papu­żan­kę jest język. Zachwy­ci­łam się jej sty­lem pisa­nia od pierw­szych zdań. Poczu­łam, że jest to bar­dzo, bar­dzo mój styl. Pełen porów­nań, meta­for, sko­ja­rzeń. Pełen szcze­gó­łów i deta­li. Pełen kolo­rów, sma­ków, zapa­chów. Czu­je­my, jak pach­nie sko­szo­na tra­wa, jak słod­ko sma­ku­ją jedzo­ne pro­sto z krza­ka u pani Słowikowej.

War­to, czy­ta­jąc „Kąkol” sku­pić się i chło­nąć sło­wa, bo każ­de zda­nie zasłu­gu­je na uwa­gę. Papu­żan­ka po mistrzow­sku dostrze­ga i opi­su­je szcze­gó­ły tego waka­cyj­ne­go świa­ta. Nie bra­ku­je też w „Kąko­lu” humo­ru. Iro­nii, któ­ra pozwa­la roz­ła­do­wać napię­cie, jakie poja­wia się w tym za cia­snym dla tylu osób domu pod orze­chem. I spra­wia, że naszej boha­ter­ce łatwiej jest odna­leźć się i prze­trwać w tym świe­cie dorosłych.

Naj­gło­śniej było pod lipą. Roz­kła­da­łam koc, zabie­ra­łam książ­kę albo zie­lo­ny zeszyt od Bejat­ki, ale nie umia­łam zebrać myśli, bo psz­czo­ły pra­cu­ją­ce na lipo­wych, pucha­tych kwia­tach nakła­da­ły na nie welon psy­cho­de­licz­ne­go brzę­cze­nia, zakłó­ca­ją­ce­go wszyst­ko jak muzy­ka zza okna, jak zbyt duża por­cja oran­ża­dy wędru­ją­cej nosem tam, gdzie jej nie chcemy.

Zoś­ka Papu­żan­ka poka­zu­je w „Kąko­lu” słod­ko-gorz­ki smak lata. Takie­go, gdzie bez­tro­skie zaba­wy z Bejat­ką prze­pla­ta­ją się z kłót­nia­mi doro­słych. Ta książ­ka to opo­wieść o rodzi­nie, z któ­rą naj­le­piej wycho­dzi się na zdję­ciu, o trud­nych rela­cjach, z któ­rych nie da się uwol­nić. To książ­ka, któ­ra pew­nie obu­dzi w nas wie­le wspo­mnień, ale też wie­le przemyśleń.

0 likes
Close