Andrzej Stasiuk
„Nie ma ekspresów przy żółtych drogach”
Wydawnictwo Czarne
Stasiuk po raz kolejny zabiera nas do siebie – do swoich przemyśleń, odwiedzonych miejsc, wspomnień. Na niecałych 150 stronach dzieli się z czytelnikami spostrzeżeniami z dalekich wypraw i spotkanych pod domem ludzi. W charakterystycznym dla siebie spokojnym tempie pokazuje świat, który przyszło mu w życiu zobaczyć i poczuć.
Ciężko znaleźć jakiś wspólny mianownik do zebranych tekstów. Każdy felieton to osobne doświadczenie. Stasiu zaczyna opowiadać historię i kiedy chciałoby się więcej, głębiej stawia ostatnią kropkę. Autor otwiera przed nami pewne spojrzenie na świat, jakby chciał powiedzieć „Więcej musicie dowiedzieć się sami”.
Po prostu mówimy. Opowiadamy historie. Wśród zgiełku, jakiego nigdy wcześniej na świecie nie było. Bo teraz wszyscy, niemal wszyscy możemy przemówić i żyć nadzieją, że inni nas wysłuchają. Codziennie możemy wysyłać w przestrzeń nasze słowa, nasze uformowane myśli. Pijemy poranną kawę i naciskamy klawisze.
Lubię Stasiuka bardzo. Za jego prostotę, spokój, dogłębne postrzeganie detali świata. Ale niestety tej książki nie poczułam. Może poszczególne teksty były zbyt krótkie? Może nie dałam rady zagłębić się w nie, bo zanim wciągnęłam się na dobre już zmieniał się ukazywany krajobraz. Nie wiem czego, ale czegoś zabrakło, żebym zatraciła się w lekturze jak w innych przypadkach. Nie mniej jednak na pewno jeszcze nie raz dam Stasiukowi szansę.