Tak naprawdę to życie tutaj oprócz zwiedzania w dużej mierze budują ludzie, z jakimi mam do czynienia. Jedni okazują się fajniejsi, inni trochę mniej, ale każdy ma wpływ na to, co się dzieje w Belgradzie.
Przede wszystkim Ewa – dlatego, że jest z Polski, więc łatwo pogadać, jak i dlatego że spędzamy ze sobą całe dnie (od jutra będziemy mieć przerwy, bo zaczynamy pracę w dwóch innych instytucjach). Na razie dogadujemy się bez problemów i nasze wspólne zamieszkiwanie okazuje się przyjemne. I mam nadzieję, że tak pozostanie do końca pobytu. Chociaż już do tego końca niewiele zostało.
W drugim tygodniu mojego pobytu wprowadził się do naszego mieszkania Turek Yasin. Bardzo śmieszny, ale pozytywny człowiek. No i przede wszystkim rozkręcił nasze wieczorne życie. Yasin też jest na wolontariacie z Aiesecu i przez ponad dwa tygodnie mieszkał w hostelu. To wystarczająco dużo czasu, aby zaprzyjaźnić się z właścicielem hostelu (który swoją drogą zaprzyjaźnia się szybko i z każdym). Tak więc od wprowadzenie się Yasina zdążyłyśmy już pięć razy pójść z nim na imprezę do hostelu, a przed nami jeszcze zapowiadają się kolejne 😉 Pierwszą wizytą była kolacja, na którą ugotowaliśmy serbsko-polsko-belgijskie spagehtti. Co prawda Srgian jest na diecie i go nie jadł, ale już nasze leczo mógł zjeść i strasznie mu zasmakowało.
Najciekawsze w wizytach u Srgiana są jego opowieści. To naprawdę światowy i oczytany człowiek. A przede wszystkim chętnie opowiada o wszystkim. Najciekawsze było, kiedy wspominał bombardowanie Belgradu. Otóż NATO powiedziało, kiedy i gdzie będzie bombardowane. Wszyscy mieszkańcy zamiast uciekać i się chować poszli obejrzeć to wydarzenie, robili zdjęcia a potem były całonocne imprezy. Zupełnie absurdalne zachowanie, które pokazało nam, jak ludzie tutaj podchodzili do wojny. Zresztą podobnych rzeczy dowiedzieliśmy się o pobycie Srgiana w Kosowie na służbie (ale nie podczas wojny). Dla nich to było zupełnie obce i spędzali czas na rozrywkach nie interesując się Kosowem. A Srgian po znajomości wracał prawie co tydzień do Belgradu 🙂
Zresztą mam wrażenie, że w ogóle w pewnych sytuacjach ludzie bardzo szybko nawiązują ze sobą relacje. W hostelu mieszkało dwóch anglików i dwie dziewczyny z Belgii, którzy chętnie uczestniczyły (chociaż trochę nie mają wyboru) w imprezach organizowanych przez Serdjana (tak ma na imię ten właściciel). Po dwóch wieczorach człowiek odczuwa niesamowitą więź z dopiero co poznanymi ludźmi. I chociaż wiadomo, że to chwilowe, bo tamci podróżują po Europie i jutro wyruszają dalej, to jest naprawdę super. No i na pewno rakija zbliża ludzi do siebie.
Ale żeby nie było tak różowo mamy jeszcze jednego bardzo dziwnego współlokatora – Vladę. Jego dziwność można przedstawić w skrócie – 28 lat, pracuje jako freelancer i najbardziej na świecie kocha swoją gitarę, na której umie zagrać jedną melodię. No i od początku mojego pobytu próbuje nas wyciągnąć na miasto, ale na razie dzielnie się stawiamy, chociaż łatwo nie jest, bo Vlada uwielbia zaglaąać do kuchnie, kiedy akurat tam na chwilę przyjdziemy lub wykorzystywać fakt, że nie zamknęłyśmy do pokoju i przyjść pogadać.
PS. Ta notka się jeszcze uzupełni.