„Kurczak ze śliwkami”
reż. Vincent Paronnaud, Marjane Satrapi
Kino francuskie wykształciło pewien wyjątkowy styl, który charakteryzuje się mieszaniem baśni z rzeczywistością, przeplataniem realnych zdarzeń wyobrażeniami lub wspomnieniami bohaterów. Dochodzący z offu głos narratora, który skutecznie uzupełnia rozgrywaną na ekranie akcję. Każdy, kto widział, zaliczaną już do klasyki kina „Amelię” czy „Delicatessen” wie, o co chodzi. Tak też jest w przypadku „Kurczaka ze śliwkami”, który co prawda nie jest filmem do końca francuskim (reżyserka jest z pochodzenia Iranką, chociaż obecnie mieszka w Paryżu i sama akcja dzieje się w Teheranie), ale nakręcony został przez francuską wytwórnię przy współpracy francuskiego reżysera.
„Kurczak ze śliwkami” jest ekranizacją komiksu autorstwa Marjane Satrapi, irańsko-francuskiej autorki, która wspólnie z Vincentem Paronnaud podjęła się wyreżyserowania swojego dzieła. Wyszedł z tego naprawdę ciekawy film, który zaskakuje pod względem estetyki. Zaserwowany przez reżyserów kurczak smakuje słodko-gorzko, za to na pewno jest mocno doprawiony i ma swój własny, niepowtarzalny styl.
Reżyserzy przenoszą widza do Teheranu lat 50. XX w. Tytułowy kurczak ze śliwkami to ulubiona potrawa Nassera-Alego (w tej roli Mathieu Amalric), wybitnego muzyka, który po tym, jak żona (grana przez Marię de Medeiros) zniszczyła jego ukochane skrzypce, a żadne nowe nie brzmią tak wspaniale, postanawia umrzeć. Zamyka się więc w pokoju i czeka… I tak właśnie stajemy się towarzyszami Nassera-Alego podczas ostatnich ośmiu dni jego życia. Jest lirycznie, nostalgicznie, dramatycznie z przerywnikami w formie groteskowego humoru. Poznajemy historię życia Nassera-Alego, a także wybiegamy w przyszłość dowiadując się o przyszłości jego dzieci. Skaczemy pomiędzy czasem i miejscem akcji, a także pomiędzy prawdą, a wyobrażeniami bohatera. Ten pozorny chaos dobrze łączy się z wewnętrznymi emocjami, jakie towarzyszą Nasserowi-Alemu w ostatnich dniach, kiedy powoli opada z sił. Czas spędzony w łóżku jest dla bohatera rozliczeniem się z przeszłością, analizą własnego życia, które nie przyniosło spełnienia i satysfakcji, a także zastanowieniem się, co tak naprawdę daje sens naszej egzystencji. Sama historia nawiązuje też, jak wspomina autorka, do rzeczywistych wydarzeń z życia jej rodziny:
Punktem wyjścia była historia wuja mojej matki – muzyka zmarłego w dziwnych okolicznościach, których nikt nigdy nie był w stanie wyjaśnić. Pewnego razu pojechałam do Niemiec do brata mojej matki, również muzyka. On opowiedział mi, jak niezwykłym człowiekiem był ich wuj – jeden z najlepszych wirtuozów gry na tarze swoich czasów. Pokazał mi też jego zdjęcia. A ponieważ jestem bardzo wrażliwa na piękno, romantyczna twarz tego człowieka zafascynowała mnie i zrodziła we mnie chęć opowiedzenia jego historii, historii o artyście złamanym przez miłość.
Chociaż treść filmu jest nieco banalna i melodramatyczna, czasami nieco ckliwa, to na pewno jej przedstawienie można opisać zupełnie przeciwnymi przymiotnikami. Ten film to obraz magiczny w każdym tego słowa znaczeniu – dosłownie i w przenośni. Prawie że idealny przykład realizmu magicznego w filmie. Mamy w nim bohaterów spoza świata, jak chociażby anioła śmierci Azraela, ważną rolę symboli, takich jak dym unoszący się z wypalanych kolejno papierosów. Słowo magiczny najlepiej oddaje także klimat całej ekranizacji – widz odczuwa niezwykłość sytuacji na każdym kroku.
Trzeba przyznać, że jak na ekranizację komiksu przystało, nieco komiksowej estetyki przeniesiono także do filmu. Bardzo dużą wagę przyłożono bowiem do oprawy graficznej całej produkcji. Reżyserzy bawią się formą traktując film jak kolaż – wprowadzają papierowe dekoracje, postaci wychodzące z książki, czarno-białe zdjęcia itp. Raz widzimy realistyczny Teheran, innym razem zaś przenosimy się do słodko-różowych Stanów Zjednoczonych przypominających sitcomy czy kreskówki (ew. film „Scooby Doo”). Warstwa wizualna na pewno zaciekawia i dodaje filmowi oryginalności.
Podsumowując – być może „Kurczak…” nie jest filmem, po którym będzie długo myśleć nad życiem, jednak warto spróbować go, bo został oryginalnie doprawiony i podany na bardzo ciekawym talerzu.
Życie jest westchnieniem, którym musisz wydobyć utraconą miłość.