Paweł Sołtys
„Mikrotyki”
Wyd. Czarne
W swoim życiu poznajemy wiele osób. Każdego dnia – w szkole, w pracy, na osiedlu czy w sklepie mijamy ludzi, którzy mają swoje historie. Jednych poznamy bliżej chociaż przez chwilę, innych tylko z widzenia. Paweł Sołtys, znany do tej pory przede wszystkim jako muzyk, postanowił spisać historie spotkanych w życiu ludzi ubierając je w formę krótkich opowiadań. Jego prozatorski debiut „Mikrotyki” to szara Warszawa ubrana w ciekawą formę.
„Mikrotyki” to pozycja ciekawa językowo…
Lubię autorów, którzy nie boją się bawić słowem, którzy wprowadzają nieco poetyckiej metafory w swoje książki. Doceniam słowotwórstwo, umiejętność barwnych opisów i porównań. Paweł Sołtys robi to bardzo umiejętnie – nie przesadza, pamiętając, że cały czas jest pomiędzy blokami Warszawy, a nie na sielskich łąkach.
…i całkiem niezła pod względem opowiadanej historii
Paweł Sołtys ma 40 lat, czyli wydawać by się mogło, że tylko osiem więcej niż ja. Wychował się na warszawskiej Sadybie, która różni się mocno od mojej łódzkiej Retkinii. Dlatego jego historie były mi tak bardzo obce. Bohaterami opowiadań są całkiem przeciętni ludzie – lokalni pijaczkowie siedzący na ławkach lub w tandetnych barach, chłopaki z osiedla, którzy lubią czasami komuś przywalić, czy dziewczyny, za którymi oglądało się pół szkoły. Niektórzy z nich pod tą przeciętnością mają ukrytą ciekawą historię. Ale nie wszyscy. To trochę tak, jak w prawdziwym życiu – są ludzie, którzy nas zaintrygują, a są tacy, o których ciężko powiedzieć dwa ciekawe zdania.
„Mikrotyki” to całkiem niezła pozycja. Daleka jednak jestem od zachwycania się nią i określania mianem „najlepszej książki roku”. Może powinno się ją czytać we fragmentach? Opowiadania niby były ciekawe, ale przy kolejnym z rzędu czułam, że brakuje w nich świeżości, że coś się powtarza i zaczyna nudzić.