„Mój piękny syn”
reż. Felix Van Groeningen
„Mój piękny syn” to nie jest łatwy i przyjemny film. To nie jest film na relaks po pracy czy miły początek weekendu. To film, który rozwala emocjonalnie. Film, na którym nieraz powstrzymywałam się od płaczu. O miłości. Miłości rodzicielskiej, która chociaż jet największa na świecie nie zawsze może uratować. Ale jest zawsze i mimo wszystko.
Całą fabułę filmu można by streścić w kilku zdaniach. Nic Sheff to nastolatek z normalnego domu. Inteligentny, wrażliwy, ma talent do pisania. Mieszka z ojcem, dwójką młodszego rodzeństwa i kochającą go macochą. W pewnym momencie swojego życia zaczyna brać narkotyki. Kiedy nałóg wychodzi na jaw jego ojciec podejmuje walkę o uratowanie syna – leczenie, odwyki, zgłębianie wiedzy o uzależnieniach, wsparcie psychiczne. Wielokrotnie, gdy już wydaje się, że wszystko będzie dobrze Nic sięga po kolejną działkę. A gdy boimy się, że to już koniec, cudem udaje mu się jeszcze na chwilę wyjść na prostą. Prostą, która znowu zaczyna zawracać. A my zatrzymujemy oddech i zaciskamy kciuki, żeby to nie był jeszcze koniec.
Piękny syn i jego wspaniały ojciec – najlepszy aktorski duet, jaki ostatnio widziałam
Uwielbiam Timothégo Chalameta. Po obejrzeniu go w „Tamte dni, tamte noce” i „Lady bird” zakochałam się w jego chłopięcym uroku, niebieskich oczach i przede wszystkim bardzo, bardzo dobrej grze aktorskiej. Tym razem również świetnie poradził sobie z rolą. Nic to chłopak mocno pogubiony. Dobry, kochający swoją rodzinę, chcący, żeby coś mu w życiu wyszło.
Towarzyszący mu na ekranie w roli ojca Steve Carell również bardzo dobrze oddaje emocje, jakie towarzyszyły jego postaci. Widzimy, jak wiele w nim miłości, czułości, troski, a także frustracji, wyczerpania i zagubienia.
Relacja Nica z ojcem to główny temat filmu. Obserwujemy ich wzajemną miłość, szukanie wyjścia z sytuacji. Nic za każdym razem przeprasza, wraca do ojca czując, że będzie miał w nim oparcie. Nawet jeśli wykrzyczy mu coś w twarz, to nie przestaje mu zależeć. Aktorzy bardzo dobrze zbudowali tę relację, czuć między nimi chemię. Pojawiające się w filmie retrospekcje radosnego dzieciństwa Nica dodatkowo podkreślają, że była to naprawdę szczęśliwa rodzina.
Zupełnie inne przedstawienie świata narkotyków
„Mój piękny syn” nie jest filmem o narkotykowym świecie. Nie zobaczymy na ekranie zbyt często scen upodlenia narkotykowego, zbliżenia na dawanie sobie w żyłę czy wymiotowania w jakiejś melinie. Stan bycia pod wpływem zaobserwujemy w oczach Nica czy poprzez jego zachowanie.
Dawno żaden film nie poruszył mnie tak bardzo. Van Groeningen sprawił, że bohaterowie stają się widzowi bardzo bliscy. Przeżywamy wszystkie sytuacje razem z nimi. Jeszcze długo po seansie zbierałam myśli, próbując znaleźć odpowiedzi na pytania: dlaczego czasami nie możemy nic zrobić, w żaden sposób pomóc najbliższym w ich uzależnieniu. „Mój piękny syn” mówi nam, że chociaż czasami jesteśmy totalnie bezradni to powinniśmy być i kochać.