Alessandro Baricco
„Mr Gwyn”
Wyd. Sonia Draga
Kiedy w zeszłe wakacje po raz pierwszy spotkałam się z Alessandro Baricco czytając „Pannę Młodą” nie mogłam wyjść z zachwytu nad oryginalnością autora i umiejętnością budowania magicznego świata. Dlatego też musiał nadejść taki moment, że sięgnęłam po kolejną książkę Baricco pełna oczekiwań, co tym razem zobaczę. „Mr Gwyn” nie zawiódł. Chociaż jest zupełnie inny jeśli chodzi o czas, miejsce i historię, to coś łączy obie książki. Mamy podobny tajemniczy klimat, bohatera, o którym wiemy niewiele, ale wystarczająco dużo, żeby wyrobić sobie o nim zdanie i wątki, które biegną w niewiadomym kierunku, plączą się i zrywają.
Kim jest właściwie Mr Gwyn?
Zacznijmy od tego, że Jasper Gwyn jest pisarzem. Całkiem znanym i cenionym. A właściwie był, bo poznajemy go w momencie, kiedy postanawia opublikować listę 52 rzeczy, których już nigdy w życiu nie zrobi. Ostatni punkt na liście brzmi: nie napiszę więcej książek. I nie jest to żart, próba zwrócenia na siebie uwagi, czy chwilowy kryzys twórczy. Jasper Gwyn traktuje swoją deklarację bardzo poważnie i nie zamierza, ku rozpaczy swojego wydawcy i najlepszego przyjaciela Toma, stworzyć ani jednej książki więcej. Niestety „porzucenie książek zrodziło pustkę, której nie potrafił wypełnić inaczej, jak zastępczymi niedoskonałymi i prowizorycznymi obrzędami, do których zaliczyć należy układanie zdań w głowie czy idiotyczne powolne sznurowanie butów. Po wielu tygodniach zastanawiania się nad tym, co teraz mógłby robić i czym zająć swój czas znajduje nowy cel w życiu – tworzenie portretów. Ale nie takich zwykłych portretów – Gwyn chce je bowiem pisać.
Katarzyna Medycejska i mistrz z Campen Town
Dawny garaż, w którym na podłodze widać ślady oleju, a na ścianach pojawiają się wykwity wilgoci. Ustawione w nim stare łóżko, dwa fotele i krzesła. W tle lecące „pasmo dźwięków wstrzymujące czas i wypełniające pustkę pozbawionym współrzędnym mijaniem”, które zmienia się w sposób niedostrzegalny i płynny. Oraz 18 żarówek, Katarzyn Medycejskich, które dają dziecinne światło i gasną w odpowiednim momencie oznajmiając koniec. To wszystko tworzy pracownię, gdzie Gwyn spędza ze swoim klientem 32 popołudnia w milczeniu obserwując go, analizując i pisząc. W tej przestrzeni niby dzieje się niewiele – dwie osoby siedzą, leżą lub chodzą i patrzą na siebie – ale z w tym chodzeniu i patrzeniu dzieje się całe ludzkie życie.
Usiadł i długo się w nią wpatrywał. Z bliska jak nigdy dotąd, przyglądał się szczegółom, zagłębieniom w ciele, odcieniom białej skóry, drobnym znakom. Nie zamierzał niczego utrwalać w pamięci, niepotrzebne mu t było do porteru, ale dzięki temu patrzeniu nabrał ukrytego poczucia bliskości, które pomagało i otwierało przed nim szersze perspektywy, Pozwolił, by czas płynął, nie pospieszał myśli, które napływały pojedynczo i bez ładu, jak ludzie z daleka.
Cała historia owiana jest pewną tajemnicą. Nie wiemy do końca (nie tylko czytelnicy, ale także pozostali bohaterowie powieści), jaki plan ma Gwyn, na czym polega jego eksperyment. Autor nie zdradza nam zbyt wiele. Nie daje nam też do przeczytania ani jednego portretu, ani jednego zdania, jakie wyszło spod pióra Gwyna. Być może dlatego, że jednym z warunków otrzymania portretu było zachowanie go przez modela tylko dla siebie? Przez dużą część książki patrzymy na wydarzenia oczami Rebeki, asystentki Jaspera, która jest jednocześnie pierwszą sportretowaną przez niego osobą. Przez ten zabieg wiemy jeszcze mniej. Nie możemy bowiem wejść w głowę Gwyna, nie poznajemy zbyt wielu jego myśli i emocji. Pozostaje nam zadowolić się postronnymi obserwacjami – trochę tak, jak z boku obserwował on portretowane przez siebie osoby. Aż do ostatnich rozdziałów książki, kiedy Baricco funduje nas zaskakujące zakończenie i wywraca wszystko do góry nogami.
Przede mną teraz trzecia książka Baricco. Chociaż właśnie nie do końca może Baricco… Na czytniku czeka już „Trzy razy o świcie” – taki tytuł nosi jedna z powieści napisanych przez Jaspera Gwyna. Tak, jak Gwyn lubił bawić się ze swoimi czytelnikami, tak Baricco podejmuje pewną zabawę pisząc powieść napisaną przez swojego bohatera. A znając kontekst i okoliczności jej powstania na pewno będziemy odczytywać ją nieco inaczej.
Jasper Gwyn nauczył mnie, że nie jesteśmy postaciami, jesteśmy historiami.