Książki / reportaż

Niedziela, poniedziałek, wtorek…

7 maja 2013

Tagi: ,

Mariusz Szczygieł "Niedziela, która zdarzyła się w środę" Wyd. Czarne

Mariusz Szczy­gieł
„Nie­dzie­la, któ­ra zda­rzy­ła się w śro­dę„
Wyd. Czar­ne

W latach 90., kie­dy Szczy­gieł pisał swo­ją książ­kę mia­łam 10 lat. Moim naj­więk­szym pro­ble­mem było to, z kim będę sie­dzieć w ław­ce na lek­cji lub w co ubrać się na szkol­ną dys­ko­te­kę. Począ­tek lat 90. pamię­tam więc nie­co bez­tro­sko i przy­jem­nie. Jed­nak począt­ki demo­kra­tycz­nej i kapi­ta­li­stycz­nej Pol­ski to dla wie­lu ludzi cza­sy trud­ne, peł­ne pro­ble­mów – wie­lu bowiem nie do koń­ca umia­ło odna­leźć się w zupeł­nie nowej rze­czy­wi­sto­ści. A naj­le­piej umie­li odna­leźć się ci, któ­rzy mie­li we krwi kom­bi­no­wa­nie. Prze­mia­ny ustro­jo­we dosyć moc­no odbi­ły się na życiu prze­cięt­nych oby­wa­te­li. Takich ludzi, pogma­twa­nych moc­no, poka­zu­je Mariusz Szczy­gieł w swo­ich reportażach.

„Nie­dzie­la, któ­ra zda­rzy­ła się w śro­dę” to debiut książ­ko­wy Mariusz Szczy­gła. Bar­dzo uda­ny debiut. Książ­ka zosta­ła po raz pierw­szy wyda­na w 1996 r. Wte­dy moż­na było uznać ją za reflek­sję nad współ­cze­snym spo­łe­czeń­stwem. Dziś, po ponad 15 latach jest to książ­ka w pew­nym sen­sie historyczna.
Szczy­gieł docie­ra do poje­dyn­czych osób, opi­su­je histo­rię jed­no­stek, któ­ra jed­nak two­rzy potem histo­rię mas. Takich Kazi­mie­rzy, Marii czy Elż­biet było bowiem w Pol­sce tysią­ce. Ludzi, dla któ­rych zje­dze­nie piz­zy w praw­dzi­wej piz­ze­rii była wiel­kim świę­tem. Inspi­ra­cji do repor­ta­ży szu­ka w bar­dzo róż­nych oko­licz­no­ściach – w gaze­cie z ogło­sze­nia­mi, pod­czas noc­nej audy­cji radio­wej, u rzecz­ni­ka praw oby­wa­tel­skich, pośród pra­cow­ni­ków daw­nej fabry­ki… Na każ­dym kro­ku tra­fia na kogoś, kto cięż­ko zde­rzył się z nową rze­czy­wi­sto­ścią, np.:

Jej życie przez ostat­nie 19 lat: dom – przy­sta­nek – Elw­ro – dom – przy­sta­nek – Elw­ro… Ma pięć lat do eme­ry­tu­ry, szu­ka pra­cy, ale mówi, że w nowej rze­czy­wi­sto­ści nie wie nawet, jak ma język otwo­rzyć. Jeśli pra­cy nie znaj­dzie 41 milio­nów musi star­czyć Gra­ży­nie Ozi­mek do koń­ca życia.

Lata 90. mają też swo­je bar­dziej „kolo­ro­we” stro­ny. Na miej­sco­wych dys­ko­te­kach kró­lu­je disco polo sprze­da­wa­ne na pirac­kich kase­tach na stra­ga­nach. To pew­ne­go rodza­ju uciecz­ka od smut­nej rze­czy­wi­sto­ści. W disco polo nie ma tek­stów deka­denc­kich: ja się potnę, ja zabi­ję. Ludzie pró­bu­ją stwo­rzyć sobie namiast­kę szczę­śli­we­go życia, w czym poma­ga im Amway – speł­nij marze­nia, wystar­czy, że wcią­gniesz innych do pira­mi­dy! Kolej­nym źró­dłem uciecz­ki jest reli­gia – Pola­cy to bowiem nie­zwy­kle kato­lic­ki naród, któ­ry wybu­du­je naj­więk­szy i naj­bar­dziej ozdob­ny kościół na świe­cie. Gdzieś pomię­dzy cięż­ki­mi chwi­la­mi poja­wia­ją się bły­skot­ki nadziei.
Po Szczy­gła się­gnąć war­to, jak zawsze zresz­tą, i same­mu zagłę­bić się we wspo­mi­na­ne przez nie­go historie.

Zobacz też: Miłość nie­biań­ska – Mariusz Szczy­gieł „Laska nebe­ska”.

0 likes
Close