Książki / powieść

(Nie)winna miłość

5 czerwca 2013

Tagi: , , ,

Eduardo Mendoza "Niewinność zagubiona w deszczu"Edu­ar­do Men­do­za
„Nie­win­ność zagu­bio­na w desz­czu„
Wyd. Znak
Przez więk­szość czy­tel­ni­ków hisz­pań­ski pisarz Edu­ar­do Men­do­za koja­rzo­ny jest z lek­ki­mi, zabaw­ny­mi powie­ścia­mi. Jego naj­bar­dziej zna­na seria kome­dio-kry­mi­na­łów („Przy­go­dy dam­skie­go fry­zje­ra”, „Oliw­ko­wy labi­rynt”, „Sekret hisz­pań­skiej pen­sjo­nar­ki”) cha­rak­te­ry­zu­je się dużą daw­ką humo­ru. Jed­nak Men­do­za potra­fi nie tyl­ko bawić, ale tak­że być poważ­nym, dawać do myśle­nia i opi­sy­wać ludz­kie emo­cje. Bo o emo­cjach, trud­nych i wca­le nie zabaw­nych jest wła­śnie „Nie­win­ność zagu­bio­na w desz­czu”. Na pierw­szy rzut oka jest to ckli­wy melo­dra­mat, banal­na histo­ria miło­ści, gdzie mamy schadz­ki przy świe­tle księ­ży­ca czy poca­łu­nek w stru­gach desz­czu. Men­do­za świet­nie wczuł się w ten gatu­nek zacho­wu­jąc wszyst­kie nie­zbęd­ne dla nie­go ele­men­ty. Ale to tyl­ko powierzch­nia, pod któ­rą kry­je się wię­cej.

Cóż grzesz­ne­go jest w miło­ści? – zapy­tał Augu­sto Aixe­là. W miło­ści jako takiej nic, ale w miło­ści jaka spo­ty­ka sio­strę Con­su­elo i don Augu­sto już wie­le. Kie­dy mło­da prze­ory­sza zako­nu prze­kra­cza­ła po raz pierw­szy bra­my dwo­ru don Augu­sto, aby uzy­skać od nie­go pie­nią­dze na prze­kształ­ce­nie zakon­ne­go szpi­ta­la w przy­tu­łek dla star­ców, nic nie wska­zy­wa­ło na kata­stro­fę, o ile tak moż­na nazwać to, co się stało.
Nie­win­ność - tę cechę posia­da­ła nie­wąt­pli­wie sio­stra Con­su­elo przy­jeż­dża­jąc pew­ne­go lata do San Ubal­do de Basio­ra. Jak każ­da zakon­ni­ca świę­cie wie­rzy­ła w swo­je powo­ła­nie, była wier­na służ­bie Bogu. I to dla Boga oraz dla innych ludzi chcia­ła dzia­łać na tym świe­cie. Nie­win­na i pro­sta kobie­ta, któ­ra spo­tka­ła na swo­jej dro­dze uwo­dzi­cie­la, jak to sama okre­śli­ła – dia­bła w cie­le męż­czy­zny. Czło­wiek nie potra­fi jed­nak do koń­ca sprze­ci­wiać się swo­im emo­cjom, cza­sa­mi ule­ga wbrew sobie.

Jestem zakon­ni­cą, powie­dzia­ła w koń­cu, poświę­ci­łam życie modli­twie i tro­sce o cho­rych; o innych spra­wach wiem bar­dzo mało i nie chcę wie­dzieć więcej.

Zagu­bio­na - tak nie­wąt­pli­wie czu­ła się sio­stra Con­su­elo od pierw­sze­go spo­tka­nia z boga­tym dzie­dzi­cem don Anto­nia, zna­nym z pod­bo­jów miej­sco­wym Cas­sa­no­vą. Z jed­nej stro­ny poja­wia się fascy­na­cja czło­wie­kiem, zaka­za­na zakon­ni­cy, z dru­giej zaś cały czas zosta­je wia­ra w Boga i zło­żo­ne wcze­śniej ślu­by. Pró­by wal­ki zakon­ni­cy z samą sobą, poko­na­nia poja­wia­ją­ce­go się uczu­cia poka­zu­ją, że cza­sa­mi emo­cje dzia­ła­ją wbrew wszyst­kie­mu. Z jed­nej stro­ny sio­stra Con­su­el­lo to twar­da, kon­se­kwent­na i dążą­ca do celu kobie­ta, z dru­giej zaś jest bar­dzo sła­ba i ludzka 

Świa­do­mość, że odda­ła duszę i cia­ło uko­cha­ne­mu męż­czyź­nie, była dla niej nie do znie­sie­nia, ale pra­gnę­ła ponow­nie biec na spo­tka­nie, by znów robić to samo: czu­ła nie­po­ha­mo­wa­ną potrze­bę odda­nia mu się i wszel­kie prze­szko­dy, czy to pocho­dzą­ce od ludzi, czy od Boga, mogły tyl­ko zwięk­szyć jej pra­gnie­nie. W takim obłę­dzie mija­ły jej godziny…

Deszcz - padał nad mia­stecz­kiem tam­te­go lata. Wiel­kie ule­wy spo­wo­do­wa­ły kata­stro­fę i licz­ne powo­dzie, mia­stecz­ko dotknę­ła klę­ska, jakiej ludzie nie widzie­li od lat. Deszcz zmył z powierzch­ni Zie­mi wie­le rze­czy, nie potra­fił jed­nak zmyć do koń­ca uczu­cia, jakie poja­wi­ło się mię­dzy sio­strą Con­su­elo, a don Augu­sto. Wręcz prze­ciw­nie – spa­da­ją­ca z nie­ba woda pobu­dzi­ła do życia wszel­kie żądze, dała dodat­ko­wą siłę. 

Kro­ple zmie­ni­ły się wkrót­ce w ule­wę. Ponie­waż zakon­ni­ca wciąż tkwi­ła bez ruchu obo­jęt­na na deszcz, Augu­sto Aixe­là objął ją za ramio­na i zmu­sił do odwro­tu. Szyb­ciej, bo prze­mok­nie­my, krzyk­nął na tyle gło­śno, by go usły­sza­ła poprzez huk grzmo­tów. Razem pobie­gli w stro­nę domu błot­ni­stą dróż­ką przez sad. Za kur­ty­ną desz­czu, wstrzą­sa­ną wia­trem, z tru­dem zdo­ła­li doj­rzeć nie­wy­raź­ne zary­sy cypry­so­wej bra­my. Augu­sto Aixe­là nadal pod­trzy­my­wał sio­strę Con­su­elo, jak gdy­by nie chcąc dopu­ścić, żeby prze­wró­cił ją pory­wi­sty wicher, któ­ry chło­stał gałę­zie drzew i przy­gi­nał do zie­mi łody­gi pomi­do­rów. Ona zaś pozwa­la­ła się pro­wa­dzić czy nie­mal nieść, ule­gła i sła­ba, tak jak­by jej z natu­ry sil­ne cia­ło prze­ję­ło tę sła­bość od zgnę­bio­ne­go i upa­da­ją­ce­go ducha. 

War­to się­gnąć po książ­kę Men­do­zy cho­ciaż­by dla­te­go, żeby prze­ko­nać się, w jaki nie­ba­nal­ny spo­sób opi­su­je emo­cje. To one odgry­wa­ją domi­nu­ją­cą rolę w tej krót­kiej powie­ści. Na 140 stro­nach autor zdo­łał zmie­ścić miłość, pożą­da­nie, strach, zagu­bie­nie, fascy­na­cję, nie­pew­ność… i wie­le, wie­le innych. Dzię­ki cie­ka­wej for­mie – brak wydzie­le­nia dia­lo­gów z opi­sów – mamy wra­że­nie, jak­by­śmy wcho­dzi­li wewnątrz boha­te­rów, a wypo­wie­dzia­ne sło­wa mie­sza­ły się z tym, co nie zosta­ło wyra­żo­ne na głos.
0 likes
Close