Therese Bohman
„O zmierzchu”
Wyd. Pauza
Karolina, lat około 40. Profesor historii sztuki, szanowany wykładowca. Osiągnęła zawodowy sukces. Właśnie rozstała się ze swoim długoletnim partnerem – można by jednak powiedzieć, że uwolniła się ze związku, w którym i tak nie było miłości. Nie było też przyjaźni czy udanego seksu. Właściwie ciężko powiedzieć, czy cokolwiek było. Teraz Karolina czuję się wolna – może pozwolić sobie na co chce, robić co ‚spotykać się z kim chce. Pić wino do rana, umawiać się na przygodny seks, flirtować, bawić się i korzystać z życia. Może bardzo wiele, a jednocześnie czuje się bardzo ograniczona. Czuje, że są rzeczy, które chciałaby ale nie może. Bo świat nie jest skonstruowany tak, że wszystko zależy tylko od nas, zwłaszcza jeśli mówimy o relacjach z drugim człowiekiem. Bohaterka „O zmierzchu” Therese Bohman musi więc radzić sobie z tym, co ma.
Niestety to radzenie sobie wychodzi Karolinie średnio. Na zewnątrz stara się zachować pozory silnej kobiety sukcesu, w rzeczywistości jest ona na etapie życiowego marazmu, kolejne dni przelatują jej przez palce. Czuje się nieszczęśliwa i niespełniona życiowo. W jej życiu pojawiają się refleksje nad trafnością dokonanych wyborów, myśl o tym, że w życiu, zwłaszcza kobiety, na pewne rzeczy może być już za późno.
Co tak naprawdę cieszyło ją w życiu, które zbudowała? Samorealizacja wydaje się godna podziwu w stosunku do swojego przeciwieństwa, ale jako jedyny wybór nie była szczególnie pociągająca. Nagle poczuła, że tabliczka na drzwiach do jej gabinetu szydzi z niej, że KAROLINA ANDERSSON, PROFESOR, HISTORIA SZTUKI to żałosny widok. Oto jej życie, streszczone w pięciu słowach. Życie powinno zawierać więcej niż to, co mieści się na tabliczce z nazwiskiem.
Nadzieją na zmianę, zarówno zawodową, jak i być może osobistą, ma być młody doktorant. Anton zachwyca Karolinę swoim stylem bycia oraz zainteresowaniami naukowymi. Ma w sobie wiele uroku połączonego z odrobiną bezczelności i wie, jak zrobić dobre wrażenie na swojej promotorce. To jedna z wielu sytuacji, kiedy Karolina, której wydaje się, że ma pełną kontrolę nad sytuacją, zupełnie ulega.
Ciekawy jest fakt, że w otoczeniu Karoliny występują sami mężczyźni. Oprócz Antona przewijają się (to słowo najlepiej określa ich rolę w jej życiu) kolega z podstawówki, szef działu kulturalnego w lokalnej prasie, współpracownik. Spotyka się z nimi, rozmawia, spędza noce. Z niektórymi się przyjaźni bardziej, z niektórymi nawiązuje krótki romans. Brakuje tam kobiet. W „O zmierzchu” pojawia się ani jedna bohaterka kobieca, która miałaby jakikolwiek kontakt z Karoliną. Czyżby wszystkie jej koleżanki właśnie niańczyły dzieci, gotowały mężom obiady i sprzątały w domach? Czy bycie singielką w wielkim Sztokholmie oznacza bycie skazaną na samotność? I czy bycie singielką po 40 oznacza przegranie życia, bo nie pasuje się do schematu kobiecości?
Therese Bohman próbowała stworzyć portret singielki, która nie do końca radzi sobie z samotnością. Na zewnątrz jest silna, aby w środku pękać co wieczór i zapijać smutki. Karolina to postać pełna sprzeczności. Przez całe 200 stron książki ciężko było do końca zrozumieć, czego tak naprawdę chce. Owszem, nieraz pojawiały się monologi wewnętrzne, gdzie Karolina opowiadała o swoich pragnieniach, ale zaraz potem obserwowaliśmy czyny, które całkowicie temu zaprzeczały. Czułam się zagubiona w tym, czy Karolina naprawdę czegoś chce i do tego dąży, czy też po prostu wydaje jej się, że tak powinno być.
W znalezieniu odpowiedzi na te pytania nie pomagały niestety dość powierzchownie zbudowane portrety bohaterów. W trakcie czytania książki pojawiały się co i rusz kolejne pytania: o przeszłość, o poprzedni związek, o wcześniejsze motywacje. Chociaż cała książka jest właściwie teatrem jednego aktora, a pozostałe postacie postacie są właściwie pokazywane tylko w relacjach z główną bohaterką, bo nadal o Karolinie dowiadujemy się mało. Chyba zbyt mało, żeby jakoś bardzo mocno zaangażować się w jej życie.