Filmy / Oscary

Powolne znikanie świata

15 sierpnia 2021

Tagi: , , , ,

Ojciec”
reż. Florian Zeller

Miłość cór­ki do ojca i ojca do cór­ki to wyda­wać by się mogło bez­wa­run­ko­we uczu­cie. Ta miłość może być jed­nak wysta­wio­na na pró­bę, kie­dy przy­cho­dzi cho­ro­ba. Wte­dy, kie­dy nasz ojciec prze­sta­je być naszym ojcem, a zaczy­na być zupeł­nie obcym czło­wie­kiem i widzi w cór­ce też kogoś cał­ko­wi­cie obce­go. Jest w fil­mie sce­na, kie­dy gra­ją­ca cór­kę Oli­via Col­man upusz­cza kubek, któ­ry roz­pa­da się na drob­ne kawał­ki – to taki moment, kie­dy wiesz, że życie kogoś naj­bliż­sze­go też roz­pa­dło się i nigdy już nie wró­ci. Bo Alzhe­imer zado­mo­wił się u nie­go na dobrze i powo­li roz­bi­ja reszt­ki pamię­ci. „Ojciec” Flo­ria­na Zel­le­ra to film o tym, jak okrut­na bywa cho­ro­ba, nie tyl­ko dla same­go cho­re­go ale przede wszyst­kim dla jego naj­bliż­szych. To film wspa­nia­ły i prze­ra­ża­ją­cy jednocześnie.Olivia Colman jako córka i Anthony Hopkins jako ojciec w filmie Floriana Zellera "Ojciec"

Wszyst­ko zaczy­na się od sce­ny, kie­dy cór­ka Anna oznaj­mia swo­je­mu ponad 80-let­nie­mu ojcu Antho­ne­mu, że musi zna­leźć mu na sta­łe opie­kun­kę, bo ona chce wyje­chać do Pary­ża, a on nie może już sam miesz­kać. Z kolej­ny­mi sce­na­mi dowia­du­je­my się, dla­cze­go. Pozna­je­my wszyst­kie pro­ble­my, któ­re poja­wia­ją się w życiu Antho­ne­go zapa­da­ją­ce­go na demen­cję i to, jak pró­bu­je mie­rzyć się z nimi jego córka.

Na zapre­zen­to­wa­ne w fil­mie wyda­rze­nia patrzy­my przez więk­szość cza­su z punk­tu widze­nia Antho­ne­go. Wpro­wa­dza to zagu­bie­nie i cha­os, któ­re są codzien­no­ścią powo­li tra­cą­ce­go kon­takt z rze­czy­wi­sto­ścią boha­te­ra. Cór­ka i pie­lę­gniar­ka na zmia­nę przy­bie­ra­ją swo­je twa­rze, dom raz jest domem Anny, innym razem Antho­ne­go, mąż ma na imię Paul lub John… A czas bie­gnie w nie­kon­tro­lo­wa­ny spo­sób, nie­któ­re sce­ny się powta­rza­ją, nie­któ­re są wstę­pem do tego, co już widzie­li­śmy chwi­lę wcze­śniej i ranek mie­sza się z wie­czo­rem. Struk­tu­ra fil­mu spra­wia, że widz nie wie, co jest praw­dą, a co wymy­słem Antho­ne­go, kto jest kim – ten zabieg cho­ciaż w nie­wiel­kim stop­niu poma­ga wyobra­zić sobie, co dzie­je się w gło­wie głów­ne­go bohatera.

Ojciec” to teatr wła­ści­wie dwóch akto­rów, któ­rzy sta­no­wią na ekra­nie wyjąt­ko­wy duet. Ale za to jakich akto­rów – Antho­ny Hop­kins i Oli­via Col­man gra­ją w fil­mie rela­cję pomię­dzy ojcem, a cór­ką cudow­nie, dosko­na­le odda­jąc wszyst­kie emo­cje, jakie towa­rzy­szą boha­te­rom. Hop­kins w cią­gu kil­ku sekund potra­fi prze­sko­czyć z eufo­rii w zagu­bie­nie, ze spo­ko­ju we wście­kłość, z bycia uro­czym i miłym w awan­tur­ni­ka. Antho­ny (boha­ter ma tak samo na imię, jak aktor) nie przy­zna­je się przed samym sobą i przed naj­bliż­szy­mi, że ma pro­blem. Pró­bu­je uda­wać, że wszyst­ko jest w porząd­ku, aby po chwi­li zwąt­pić we wszyst­ko, co jest dooko­ła lub snuć teo­rie spi­sko­we na temat okra­da­ją­cych go opie­ku­nek lub pró­by zabra­nia mu jego (czy na pew­no jego?) miesz­ka­nia. Oskar dla Hop­kin­sa to abso­lut­nie zasłu­żo­na statuetka!

W niczym nie odsta­je zresz­tą gra aktor­ska Oli­vii Col­man, któ­ra poka­zu­je, z jaki­mi dyle­ma­ta­mi musi zmie­rzyć się Anna. Z jed­nej stro­ny czu­je się odpo­wie­dzial­na za swo­je­go ojca, z dru­giej zaś chcia­ła­by mieć swo­je życie i odciąć się od cią­głe­go bycia opie­kun­ką. Na jej twa­rzy widać łzy ukry­wa­ne pod uśmie­chem, pró­by opa­no­wa­nia zło­ści, ogrom­ne pokła­dy cier­pli­wo­ści, któ­re poma­ga­ją jej zno­sić cią­głe humo­ry i waha­nia nastro­ju ojca oraz tęsk­no­tę za kimś bli­skim, kogo już tak napraw­dę straciła.

Zanim Flo­rian Zel­ler zabrał się za krę­ce­nie fil­mu napi­sał sce­na­riusz sztu­ki teatral­nej. Po ponad 10 latach pre­zen­to­wa­nia „Ojca” na deskach teatru posta­no­wił prze­nieść sce­na­riusz na ekra­ny kin. W fil­mie dosyć moc­no widać teatral­ność – pra­wie w ogó­le nie wycho­dzi­my miesz­ka­nia (cho­ciaż zmie­nia­ją się z nim deta­le i któ­re z cza­sem sta­je się coraz bar­dziej puste), mamy ogra­ni­czo­ną licz­bę akto­rów jed­no­cze­śnie, dłu­gie sce­ny dia­lo­go­we dzie­ją­ce się w jed­nym pomieszczeniu.

Po zakoń­cze­niu sean­su potrze­ba kil­ku chwil, żeby pozbie­rać myśli i uspo­ko­ić emo­cje. Ostat­nie sce­ny fil­mu, pod­czas któ­rych pada z ust głów­ne­go boha­te­ra pyta­nie „Kim ja wła­ści­wi jestem?”, total­nie wbi­ja­ją w fotel. Bo docie­ra do nas, że cho­ciaż cia­ło nale­ży nadal do Antho­ne­go, to jego umysł już nie­ste­ty nie. Że w skó­rze ojca Anny jest zupeł­nie obcy czło­wiek, któ­ry nie tyl­ko nie pozna­je innych, ale nie pozna­je też same­go sie­bie i nic z tym nie da się już zro­bić. To poczu­cie bez­sil­no­ści, któ­re towa­rzy­szy Oli­vii Col­man na ekra­nie spra­wia, że chce nam się pła­kać razem z nią…

2 likes
Close