Rodzina Beksińskich, to nie była zwykła rodzina. Mówi się, że ciążyło nad nimi fatum śmierci. Czy tak było naprawdę trudno ocenić, w końcu wszyscy kiedyś umierają. Nie mniej jednak było w tej rodzinie coś intrygującego, tajemniczego, coś innego niż w przypadku milionów innych rodzin. Dlatego właśnie nakręcenie filmu na temat Beksińskich było wyzwaniem.
Historia zaczyna się w roku 1977, kiedy cała rodzina przeprowadza się z Sanoka do Warszawy, Tomek i rodzice zamieszkują w osobnych mieszkaniach oddalonych od siebie o kilka kroków.
Bohaterów tej opowieści mamy trzech – Zdzisława, Tomka i Zofię. Ludzi, których bardzo wiele łączy i bardzo wiele dzieli. Jak mówi Zdzisław „Rodzina to grupa ludzi, którzy tak samo, jak się kochają, jak i się nienawidzą”. W filmie widzimy zarówno tę ogromną miłość, jak i chwile złości i nienawiści. Mnóstwo skrajnych emocji, które każdy z bohaterów miał w sobie i okazywał je lub nie na swój sposób. Zdzisław,
Pomiędzy nimi dwoma jest jeszcze Zofia, która próbuje spajać rodzinę, nadawać jej odrobinę normalności i najlepiej, jak tylko może realizować codzienne obowiązki matki i żony.
W filmie widzimy ludzkie oblicze Beksińskich. Gdzieś na dalszy plan przesunięte są zawodowe sprawy. Nie mamy za dużo Beksińskiego-malarza czy Beksińskiego-radiowca/tłumacza, chociaż obaj byli wybitni w tym, co robili.
„Ostatnia rodzina” to film, w którym zostajemy zaproszeni do środka. Do ciasnego mieszkania na warszawskim Służewiu i do niełatwego układu pomiędzy bohaterami tej historii. Kadry kręcone przez drzwi pokoju, długie ujęcia – wszystko to przypomina filmy, jakie Zbigniew nagrywał dokumentując życie swojej rodziny. Kamera towarzyszyła jemu i jego najbliższym przez lata.
„Ostatnia rodzina” jest filmem, który daje do myślenia. Stawia przed nami pytanie – czy tak być musi, że wszystko się kończy.