Filmy / Kino amerykańskie

państwo rose

29 września 2025

Oli­via Col­man i Bene­dict Cum­ber­batch – tyl­ko tyle wystar­czy, żeby uznać, że film jest wart obej­rze­nia. Ide­al­na para moich uko­cha­nych akto­rów w jed­nym fil­mie. A jak jesz­cze oka­za­ło się, że za sce­na­riusz odpo­wia­da Tony McNa­ma­ra, któ­ry stwo­rzył „Fawo­ry­tę” to musia­ło być cie­ka­wie. Jak tyl­ko zoba­czy­łam zwia­stu­ny „Pań­stwa Rose” mia­łam poczu­cie, że będzie to mój ulu­bio­ny film tego roku (a muszę przy­znać, że uda­ło mi się już zoba­czyć cał­kiem spo­ro). Nie myli­łam się, cho­ciaż zna­la­zła się już kon­ku­ren­cja dla podium. Nie mniej jed­nak to umie­jęt­ne połą­cze­nie humo­ru i dra­ma­tu, miło­ści i nie­na­wi­ści, namięt­no­ści i wście­kło­ści spra­wi­ło, że wyszłam z kina napraw­dę zachwycona.

Na począt­ku muszę zazna­czyć, że nie widzia­łam nigdy poprzed­nie­go fil­mu opar­te na tej histo­rii, czy­li „Woj­ny pań­stwa Rose” z 1989 roku. Szłam więc na film „Pań­stwo Rose” zupeł­nie na świe­żo i nie mia­łam moż­li­wo­ści (a może bar­dziej potrze­by) porów­ny­wa­nia obu fil­mów. Nie trak­to­wa­łam sean­su jako rema­ke, ale coś zupeł­nie nowe­go i świe­że­go. A ten film ma w sobie dużo świe­żo­ści i energii.

Theo i Ivy, para zako­cha­nych w sobie od lat mał­żon­ków, dwój­ka dzie­ci, pełen cie­pła dom, sie­lan­ko­we wręcz życie. On speł­nia się jako zna­ny i cenio­ny archi­tekt, ona swo­je wybit­ne talen­ty cukier­ni­czo-kuli­nar­ne reali­zu­je w domo­wym zaci­szu pie­kąc wspa­nia­łe tor­ty z oka­zji jego kolej­nych suk­ce­sów. Wszy­scy żyją, tak by się mogło wyda­wać, pięk­nie i szczę­śli­wie. Aż pew­ne­go dnia życie zmu­sza Theo i Ivy do odwró­ce­nia swo­ich ról. Jego pro­jekt oka­zu­je się kata­stro­fą, co wyklu­cza go z życia zawo­do­we­go, a ona otwie­ra małą restau­ra­cję, któ­ra oka­zu­je się osią­gnąć ogrom­ny suk­ces. Ta zamia­na zabu­rza porzą­dek w mał­żeń­stwie i pro­wa­dzi do coraz to kolej­nych kon­flik­tów i zgrzy­tów. Zgrzy­tów, któ­re nara­sta­ją i wybu­cha­ją z coraz to więk­szym natę­że­niem. Theo nie czu­je się dobrze jako pan domu u boku osią­ga­ją­cej sła­wę żony, Ivy zaś ani myśli zre­zy­gno­wać z tego, co zaczę­ła osią­gać. Sytu­acja jest pato­wa i wia­do­mo, że nic dobre­go z niej nie może wyniknąć.

Pań­stwo Rose” to jed­nak nie jest obraz mał­żeń­skie­go kon­flik­tu, ale raczej mał­żeń­skie­go rol­ler­co­aste­ra. Nasza dwój­ka bowiem tak samo moc­no się nie­na­wi­dzi, jak kocha. Emo­cje na ekra­nie bucha­ją w każ­dą stro­nę. Boha­te­ro­wie budu­ją mię­dzy sobą mur nie­na­wi­ści, aby po chwi­li pró­bo­wać go roz­wa­lić z podwój­ną siłą. I tak w kół­ko, tyl­ko z każ­dą sce­ną coraz bar­dziej. Do tego nie bra­ku­je tutaj cię­tych dia­lo­gów i zabaw­nych wyzwisk – woj­na na sło­wa wypa­da w fil­mie napraw­dę dobrze. Peł­no tu zarów­no drob­nych zło­śli­wo­ści jak i wyrzu­ca­nych z sie­bie bar­dzo bez­po­śred­nich obelg. Nie zatrzy­ma tego nawet obec­ność zna­jo­mych na obie­dzie czy tera­pia. Pań­stwo Rose będą sobie dokrę­cać śru­bę coraz bar­dziej… Kul­mi­na­cyj­nym punk­tem kon­flik­tu sta­nie się wal­ka o dom, któ­re­go żad­ne z nich przy roz­wo­dzie nie chce oddać. On go zapro­jek­to­wał i zbu­do­wał, a ona dała na nie­go wszyst­kie pie­nią­dze. Dla nie­go to dzie­ło życia, dla niej zacho­wa­nie domu to spo­sób, by dobić męża cał­ko­wi­cie. I o ile wcze­śniej moż­na było mówić co naj­wy­żej o dogry­za­niu sobie, o dom zacznie toczyć się praw­dzi­wa wojna.

Sce­na­riusz i dia­lo­gi to jed­no, ale nie był by to tak dobry film gdy­by nie obsa­da. Oli­via Col­man i Bene­dict Cum­ber­batch wspa­nia­le czu­ją się na ekra­nie i widać mię­dzy nimi ogrom­ną che­mię. Jeste­śmy w sta­nie uwie­rzyć zarów­no w ich miłość, jak i wku­rze­nie. On jako sfru­stro­wa­ny, zmę­czo­ny życiem i nie­do­ce­nio­ny, ona ambit­na i coraz bar­dziej pew­na sie­bie. Każ­dy z akto­rów super paso­wał do swo­jej roli i dosko­na­le spraw­dził się w tym zesta­wie. Kie­dy ona zysku­je swo­ją pozy­cję zawo­do­wą, on ma poczu­cie, że stał się nikim. Obo­je jed­nak nie umie­ją mówić o swo­ich emo­cjach i roz­ma­wiać szcze­rze i to się nie­wie­le zmie­nia w czasie.

Dużo w tym fil­mie powo­dów do śmie­chu, dużo zabaw­nych dia­lo­gów czy gagów. Pod tym płasz­czy­kiem kome­dii kry­je się jed­nak ludz­ki dra­mat. Zabaw­ne tek­sty są tak napraw­dę krzy­kiem roz­pa­czy. Cho­ciaż wie­le rze­czy jest u „Pań­stwa Rose” absur­dal­ne i prze­ry­so­wa­ne, to poru­sza­ne pro­ble­my są jak naj­bar­dziej auten­tycz­ne. Może mało któ­ra para posu­nie się do aż takich zacho­wań aby zemścić się na part­ne­rze, ale przy­czy­ny i sam fakt roz­sta­nia są jak naj­bar­dziej real­ne. Pole­cam obej­rzeć i prze­ko­nać się samemu.

 

 

0 likes
Close