„Parasite”
reż. Joon-ho Bong
Musiałam się z myślami po tym filmie przespać. I to nawet nie jedną noc, ale trzy, zanim zaczęłam coś pisać. Na spokojnie zastanowić się nad tym, co we mnie zostało po seansie, bo zdecydowanie było to coś zaskakującego i innego, niż to, co znamy z kina polskiego, europejskiego czy amerykańskiego. „Parasite” – koreański film w reżyserii Joon-ho Bonga, który podbił serca krytyków i widzów na całym świecie zgarniając mnóstwo ważnych nagród, to na pewno dzieło warte uwagi.
Społeczeństwo koreańskie jest dużo bardziej podzielone niż nasze. Biedni naprawdę żyją w suterenach i nie mają za co jeść, a bogaci mieszkają w pięknych domach i korzystają z nowoczesnych aut i wynalazków technologicznych. Bardzo rzadko te dwa światy spotykają się ze sobą. Bohaterowie „Parasite” są z obu krańców tamtej rzeczywistości. Dzięki poleceniu kolegi, biedny chłopak Ki-woo dostaje pracę jako korepetytor angielskiego u bardzo zamożnych państwa Park. Wcześniej jego rodzina dorabiała składając pudełka na pizzę a ich dom regularnie „podlewany” był przez miejscowych przechodniów. Ki-woo szybko orientuje się, że nowa praca to wyjątkowa szansa nie tylko dla niego, ale dla całej jego rodziny. Za pomocą kilku kłamstw wkręca do pracy siostrę, ojca i matkę. Wydawać się może, że wreszcie rodzina Kimów będzie mogła odbić się od dna.
Joon-ho Bong udowadnia w swoim filmie, że nawet, gdy posiadamy plan idealny, to może on nie wypalić. Zaskakuje widzów nieoczekiwanymi zwrotami akcji, wprowadzając do historii wątki i postaci, których nikt by się nie spodziewał. Nie da się napisać więcej o fabule bez spojlerów, więc żeby nie psuć nikomu zabawy z oglądania podsumuję tylko – akcja rozwija się w nieprzewidywalny sposób. W ciekawy i zaskakujący sposób reżyser skacze również pomiędzy gatunkami filmowymi. Zaczyna od komedii i dramatu, aby z czasem coraz bardziej przechodzić w stronę thrillera. Od połowy filmu emocje w bohaterach narastają i kumulują się, aby na końcu wybuchnąć w zaskakującym finale.
Parasite oznacza pasożyta. Pasożytem jest w tej historii po trochu każdy.
Ciężko w przypadku „Parasite” mówić o bohaterach dobrych i złych, trudno popierać czyjeś zachowanie w całości. Rodzina Kimów co prawda kombinuje i oszukuje, ale na początku filmu możemy postrzegać to jako niewinne kłamstewka i zaradność życiową. Wzbudzają w widzach współczucie i podświadomie chcielibyśmy jakiegoś hpapy endu. Dopiero z czasem widzimy, że ubrani w elegantsze ubrania i pracujący w porządnym domu nadal niestety pozostają prymitywnymi ludźmi z sutereny.
Idealni też nie są ich pracodawcy, państwo Park, którzy oderwani od problemów zwykłych ludzi patrzą na nich z góry. Zachwycają się tym, co Amerykańskie, interesują się sztuką, żyją w swojej bańce z dala o ludzi jeżdżących metrem i przesiąkniętych zapachem codzienności i stęchlizny. Czy nie pasożytują oni jednak na tych, którzy wykonują dla nich wszystkie codzienne czynności, aby mogli w pełni korzystać z życia? Jest w filmie kilka scen, które wyraźnie pokazują nam, gdzie jest miejsce ich pracowników (zarówno tych z rodziny Kimów, jak i ich poprzedników) i że nie da się łatwo wskoczyć wyżej.
Joon-ho Bong wykorzystuje w swoim filmie wiele symboli, które dobrze oddają relacje społeczne w Korei. Jednym z nich jest relacja góra-dół. Dom państwa Park znajduje się na wzgórzu, w przeciwieństwie do piwnic w położnej niżej dzielnicy miasta zamieszkiwanych przez rodzinę Kimów. Sytuacja z ulewą, podczas której jedni cieszą się z letniego deszczu, a inni tracą dobytek życia w trakcie powodzi pokazuje społeczną hierarchię w sposób dosłowny. Jest jeszcze piwnica w willi, do której prowadzą czarne schody, jakby nie było w niej nic, tylko zapomnienie.
„Parasite” to film, który w brutalny sposób obnaża problemy koreańskiego społeczeństwa – rozwarstwienie społeczne, bezrobocie, trudności w uzyskaniu wykształcenia, system wsparcia społecznego. Jednocześnie pokazuje nam, że jednostka nie jest w stanie tego zmienić, nie jest w stanie pozbyć się zapachu, którym przesiąkła. Tylko czy naprawdę najlepszym planem jest brak planu, bo wtedy nic nie może się nie udać?