„Pod mocnym aniołem”
reż. Wojciech Smarzowski
Wojciech Smarzowski nie boi się filmów mocnych, nie ubarwia przedstawianych historii i nie chowa prawdy za ładnymi kolorami, tylko podaje ją wprost. Przy kolejnym swoim filmie sięgnął po po części autobiograficzną powieść Jerzego Pilcha „Pod mocnym aniołem” i przedstawił ją w znany ze swoich poprzednich dzieł sposób (naturalizm, przedstawienie złej strony świata, brak jednoznacznych bohaterów), chociaż może nieco mniej mrocznie. Połączenie nazwisk obu panów musiało okazać się sukcesem wśród widowni. Powstał film pokazujący upadek człowieka, nad którym władzę przejął alkohol i którego życie to kolejne ciągi przerywane krótkimi przerwami na pisanie czy miłość.
Powieść Jerzego Pilcha to książka w dużej mierze autobiograficzna – opowiada o piciu, pisaniu i miłości. I to dokładnie w takiej kolejności. Przełożenie jej na język filmu było dużym wyzwaniem – Pilch upodobał sobie bowiem filozoficzne rozważania i piękne frazy, forma jest ważniejsza od treści. Smarzowski wybrał z książki to, co bezpośrednio dotyczy konsekwencji picia, wyciął cytaty i fragmenty rozważań, aby stworzyć swoją własną wizję delirycznej sztuki.
„Pod mocnym aniołem” to studium upadku człowieka, upodlenia, do którego prowadzić może alkoholizm. Ten upadek został tutaj bardzo naturalistycznie zaprezentowany, ze wszystkimi, także fizjologicznymi, konsekwencjami picia, które mogą wzbudzać nieraz u widzów wstręt i obrzydzenie. Bohater próbuje nawet bronić się przed realnością tego świata pisząc na terapii poetyckie opowieści, jednak szybko zostaje sprowadzony na ziemię – ma się przyznać, że jest alkoholikiem i picie wyniszcza jego życie. Nic więcej w tym nie ma, żadnych metafor i ubierania tego w piękne słowa.
Dynamicznie zmieniające się i urywające ujęcia w filmie tworzą mozaikę różnych stanów – od najgorszego upojenia, po chwile trzeźwości i walki o siebie. Reżyser, jak to w życiu bywa, płynnie przechodzi od jednego do drugiego, łączy je ze sobą, zacierając jednocześnie granicę między jawą a snem, między życiem, a pijackimi widmami, bo jak pisze sam Pilch sny pijaka dzieli od jawy tekturowa ściana. Kamera czasami wiruje lub obraz staje się niewyraźny, dokładnie tak, ja wtedy, gdy sięgniemy po jedną flaszkę za dużo, a poszatkowana fabuła, brak tradycyjnej struktury opowieści jest odbiciem stanu umysłu alkoholika.
Dynamicznie zmieniające się i urywające ujęcia w filmie tworzą mozaikę różnych stanów – od najgorszego upojenia, po chwile trzeźwości i walki o siebie. Reżyser, jak to w życiu bywa, płynnie przechodzi od jednego do drugiego, łączy je ze sobą, zacierając jednocześnie granicę między jawą a snem, między życiem, a pijackimi widmami, bo jak pisze sam Pilch sny pijaka dzieli od jawy tekturowa ściana. Kamera czasami wiruje lub obraz staje się niewyraźny, dokładnie tak, ja wtedy, gdy sięgniemy po jedną flaszkę za dużo, a poszatkowana fabuła, brak tradycyjnej struktury opowieści jest odbiciem stanu umysłu alkoholika.
Film opowiada przede wszystkim o niesamowitym dramacie i bezsilności wobec nałogu. Powtarzające się jak refren sceny wychodzenia z ośrodka i zaczynania życia na wolności od kieliszka w przydomowym barze brutalnie uświadamiają nam, że nie da się ot tak przestać pić.
Wychodzisz ze szpitala, czyli wychodzisz z choroby i wracasz do świata, który sam w sobie jest wielką chorobą. (J. Pilch)