„Birdman”
reż. Alejandro González Iñárritu
Lata świetności, kiedy Riggan Thompson był gwiazdą Holywood grającą superbohatera człowieka-ptaka już dawno minęły. Teraz przed nim szansa nie tylko na odzyskanie sławy i prestiżu, ale także zrobienie wreszcie prawdziwej sztuki przez duże S. To zadanie wymaga walki – ze światem dookoła, ale także z wewnętrznym alter ego, jakim jest ciągle tkwiący w aktorze Birdman.
Riggan Thompson to postać tragiczna, która znajduje się w sytuacji, gdzie może wygrać lub stracić wszystko. Aktor jednej roli, który przez 20 lat żyje w cieniu zagranego przez siebie superbohatera i w tym czasie nie doczekał się innych znaczących filmów. Na ulicy ludzie zaczepiają go i proszą o autografy jako tego, który był Birdmanem. W życiu osobistym wcale nie wiedzie mu się lepiej – porzucony przez żonę próbuje ogarnąć córkę, która dopiero co skończyła odwyk. Przygotowanie przez niego sztuki „What we talk about when we talk about love”, gdzie sam jest scenarzystą, reżyserem i głównym aktorem jest dla niego szansą, którą musi wykorzystać – to musi być sukces.
Jednak na ramieniu cały czas siedzi czarny ptak – Birdman – który szepce mu do ucha zupełnie inną drogę działania. Powoduje to rozterki bohatera, nerwową atmosferę i poczucie zagubienia. Ciężko jest odnaleźć właściwą drogę, jeżeli w głowie ciągle słyszysz, że teatr to nie jest to, że kolejna superprodukcja będzie lepszym rozwiązaniem. Chociaż Thompson próbuje uwolnić się od Birdmana, porzucić przeszłość, ten jednak usilnie nie chce wyfrunąć z jego głowy stosując swoje tajemnicze sztuczki. Czy uda mu się zrzucić tę klątwę?
Przygotowań do premiery nie ułatwia także mający towarzyszyć na scenie broadwayowski aktor Mike, który patrzy na Thompsonna i całe holywoodzkie towarzystwo z pogardą i wprowadza chaos i swoją wizję, brak pieniędzy na dokończenie realizacji, czy katastrofy podczas kolejnych prób.Sukcesem filmu są bardzo dobre kreacje aktorskie. Całość skupiona jest tak naprawdę wokół trzech postaci: Riggana Thompsona (Michael Keaton), jego córki (Emma Stone) i towarzyszącego mu na scenie w przygotowywanej sztuce Mike’a (Edward Norton). Reszta jest tylko tłem, uzupełnieniem dla wielkiej trójki. Obsadzenie w głównej roli Keatona nie jest przypadkowe. Aktor, który ponad 20 lat temu osiągnął sławę wcielając się w rolę Batmana, a potem miał okazję grać tylko mało znaczące role, gra prawie samego siebie. Dużo ciekawsze wydaje się być jednak postać Mike’a – aktora pełnego charyzmy i nieco nieobliczalnego.
Cały niemal świat przedstawiony w filmie schowany jest w labiryncie teatralnych korytarzy. To tam bohaterowie spotykają się, rozmawiają, kłócą się i całują. Czasami tylko wychodząc poza tę przestrzeń, aby po chwili znowu schować się w szarych murach. Teatr jest ich życiem – dosłownie i w przenośni.
„Birdman” to według Amerykańskiej Akademii Filmowej najlepszy film roku 2015. Przy okazji otrzymał także statuetkę za najlepszą reżyserię, scenariusz oryginalny, zdjęcia, a nominacji było trochę więcej. Film jest nie tylko ciekawy, ale przede wszystkim dobrze zrobiony. To kino dopracowane w każdym elemencie, stanowiące przykład solidnej roboty specjalistów.