Książki / reportaż

Sąsiedzi, których już nie ma

21 listopada 2020

Tagi: , , ,

Monika Sznajderman "Pusty las" Wydawnictwo Czarne

Monika Sznajderman
„Pusty las”
Wydawnictwo Czarne

Moni­ka Sznaj­der­man miesz­ka w Beski­dzie Niskim od daw­na. Jakieś 30 lat temu porzu­ci­ła War­sza­wę na rzecz pod­kar­pac­kich wio­sek, gdzie bez prą­du i bie­żą­cej wody odkry­wa­ła nowe życie – naj­pierw w Czar­nem, a potem w Wołow­cu. Gdy­by ktoś zasta­na­wiał się, skąd wzię­ła się nazwa wydaw­nic­twa, to wła­śnie od tej wsi, w któ­rej Moni­ka Sznaj­der­man reda­go­wa­ła pierw­sze książ­ki przy świe­tle lam­py naf­to­wej i z któ­rej wyru­sza­ła na dwu­dnio­wą wypra­wę do dru­kar­ni w klasz­to­rze w Tucho­wie. Ja w Wołow­cu byłam raz, w Beski­dzie Niskim kil­ka razy. Pamię­tam jed­nak dobrze tę ciszę, spo­kój, wsie z kil­ko­ma zale­d­wie doma­mi i gęste lasy. Pamię­tam też, jak uczy­łam się histo­rii, reli­gii i etno­gra­fii pod­czas Kur­su Prze­wod­ni­ków Beskidz­kich, jak czy­ta­łam o pocho­dze­niu Łem­ków, o prze­cho­dzą­cym w oko­li­cy fron­cie I woj­ny świa­to­wej, o wysie­dle­niach w ramach Akcji Wisła. Się­ga­jąc po „Pusty las” chcia­łam poznać te histo­rie jesz­cze lepiej. A przede wszyst­kim chcia­łam, żeby nabra­ły ludz­kiej twarzy.

Pusty las” to książka, która powstała z powodów bardzo osobistych.

Sznaj­der­man nie szu­ka­ła tema­tu do repor­ta­żu gdzieś dale­ko, nie pró­bo­wa­ła opi­sy­wać odle­głe­go i obce­go świa­ta. Chcia­ła dowie­dzieć się jak naj­wię­cej o miej­scu, gdzie spę­dza każ­dy dzień, gdzie cho­dzi na spa­ce­ry i któ­re obser­wu­je wyglą­da­jąc przez okno. O miej­scu, któ­re daw­no prze­sta­ło tęt­nić życiem i opu­sto­sza­ło. Opo­wie­ści o byłych miesz­kań­cach Wołow­ca i o histo­rii regio­nu prze­pla­ta­ją się z oso­bi­sty­mi wspo­mnie­nia­mi i spo­strze­że­nia­mi autor­ki. I to wła­śnie w nich dostrze­ga­my naj­wię­cej emo­cji. Cza­sa­mi nad­miar auto­ra w repor­ta­żu prze­szka­dza, tutaj jest jed­nak ina­czej. Moni­ka Sznaj­der­man jest bowiem pew­ną kon­ty­nu­acją tego, co opi­su­je. Tak samo nale­ży ona do opi­sy­wa­ne­go świa­ta, jak inni boha­te­ro­wie książki.

To do nich, Sme­re­ka­ni­czów i Bar­nów, Huty­ria­ków i Sydo­ria­ków, przez ponad czte­ry­sta lat nale­ża­ła moja wieś. Jestem w niej póź­nym gościem, przy­by­szem z dale­ka, przy­wo­żą­cym waliz­ki i kufry i urzą­dza­ją­cym się po swo­je­mu wśród powi­do­ków, na pozo­sta­ło­ściach po minio­nym, i nie­ocze­ki­wa­nie dla sie­bie, w geście nagle uświa­do­mio­nej wdzięcz­no­ści, zobo­wią­za­nym do tego, by „uga­niać się nie­zmien­nie za cie­nia­mi z bole­sną świa­do­mo­ścią nie­moż­no­ści odtwo­rze­nia umar­łe­go świa­ta w jego cało­ści, nawet z pomo­cą nie wia­do­mo jak pene­tru­ją­cych i odsła­nia­ją­cych źró­deł”. Jestem w niej nowym gospo­da­rzem ku swo­je­mu zdzi­wie­niu ska­za­nym na to, by „sta­le przy­wo­ły­wać kogoś, kto wła­śnie znik­nął za naroż­ni­kiem i zna­lazł się poza zasię­giem głosu”.

Monika Sznajderman "Pusty las" Wydawnictwo Czarne

Nie moż­na nie przy­znać, że Sznaj­der­man wyko­na­ła kawał solid­nej pra­cy prze­grze­bu­jąc się przez archi­wa, księ­gi para­fial­ne, szu­ka­jąc doku­men­tów i tam gdzie to moż­li­we zdjęć. Lista źró­deł i mate­ria­łów do jakich dotar­ła jest impo­nu­ją­ca. Nie­ste­ty wie­le z nich dawa­ło jedy­nie szcząt­ko­we infor­ma­cje o histo­rii miesz­kań­ców. Poskła­da­nie z poje­dyn­czych fak­tów ludz­kiej histo­rii, któ­ra nabie­rze życia jest nie­zwy­kle trud­no. To naj­więk­szy minus książ­ki. Momen­ta­mi zosta­je­my zarzu­ce­ni kolej­ny­mi nazwi­ska­mi, data­mi, miej­sca­mi i fak­ta­mi, któ­rych nie spo­sób zapa­mię­tać. Poja­wia­ją się kolej­ne wyli­cze­nia, jak­by autor­ka chcia­ła niko­go na pew­no nie pomi­nąć. Nawet, jeśli wie­my o kimś tyl­ko tyle, że się uro­dził. Nad­miar infor­ma­cji spra­wiał, że czu­łam się cza­sa­mi zagu­bio­na. Że nie umia­łam z nikim się utoż­sa­mić, niko­go polu­bić i niko­mu współ­czuć. Niko­mu konkretnemu.

To nie jest bowiem portret człowieka, tylko portret miejsca.

Bo nawet cięż­ko powie­dzieć o por­tre­cie jakiejś gru­py spo­łecz­nej, któ­ra była w Beski­dzie Niskim nie­zwy­kle róż­no­rod­na. Obok sie­bie miesz­ka­li boga­ci i bied­ni, pra­wo­sław­ni i Żydzi, ci któ­rzy czu­li się Pola­ka­mi i Rosja­na­mi – cho­ciaż więk­szość czu­ła się po pro­stu „tutej­szy­mi”. Bywa­ło raz lepiej, raz gorzej, ludzie wyjeż­dża­li i przy­jeż­dża­li. Osią­ga­li suk­ce­su wydo­by­wa­jąc ropę i ginę­li w wal­kach pod­czas obu świa­to­wych wojen. Bra­li ślu­by, rodzi­li dzie­ci, cho­ro­wa­li i umie­ra­li. Histo­ria nie obcho­dzi­ła się z tym regio­nem łaska­wie. Aż w koń­cu jakaś cią­głość tego miej­sca zosta­ła odcię­ta gru­bą kre­ską, prze­rwa­na. Bo „nawet gdy­by chcie­li w tej ciszy pozo­stać, jedy­ni oca­le­ni z łem­kow­skiej Atlan­ty­dy, nikt by im nie pozwo­lił (…) nie było mowy by miesz­ka­li w nim jacy­kol­wiek Rusi­ni (…) choć­by to oni wła­śnie żyli tu od kil­ku­set lat”.

Żyjąc, zaj­mu­je­my miej­sce tych, któ­rzy byli przed nami, taka jest oczy­wi­sta kolej rze­czy. Jak jed­nak żyć w miej­scu, w któ­rym garst­ka ludzi zaj­mu­je miej­sce po ośmiu­set, jak wypeł­nić taką prze­stron­ną pust­kę? Szcze­gól­nie gdy tych ośmiu­set nie ode­szło tak, jak naka­zu­je czas, lecz zmio­tła ich histo­ria?

Czuć w „Pustym lesie” ogrom­ny sza­cu­nek do tych, któ­rzy przed laty two­rzy­li Beskid Niski. Czuć też wiatr, któ­ry hula po pustych, popa­da­ją­cych w ruinę domach. Czuć ciszę, któ­ra panu­je na zara­sta­ją­cym chwa­sta­mi cmen­ta­rzu i w zdzi­cza­łym sadzie, z któ­re­go nikt już nie zbie­ra owo­ców. Czuć wresz­cie miłość autor­ki do miej­sca, w któ­rym żyje od 30 lat.

To prze­cież nie­istot­ne, powie ktoś, gdzie miesz­kał ponad czte­ry­sta lat temu jakiś mły­narz z rodzi­ną. Cóż to może dziś kogoś obcho­dzić, tyle ludzi, tyle poko­leń, tyle waż­nych zda­rzeń wstecz. Ale ja jestem cie­ka­wa w któ­rym miej­scu moje kro­ki prze­ci­na­ją się z kro­ka­mi tych, któ­rzy kil­ka­set lat temu cho­dzi­li zmie­lić mąkę na chleb. W któ­rym miej­scu moim daw­nym sąsia­dom obsy­pa­ły się na zie­mię dro­bin­ki bia­łe­go pyłu i zosta­ły tam już na zawsze.

 

 

 

2 likes
Close