Joanna Kuciel-Frydryszak
„Służące do wszystkiego”
Wydawnictwo Marginesy
Na początku XX wieku w Warszawie około 30% pracowników stanowiła służba, wśród której 80% to były kobiety. Zaraz po I wojnie światowej tego typu zajęciem trudniło się 250 tysięcy osób, a do 1939 roku dwa razy więcej. Te dane robią wrażenie. W okresie międzywojennym niemal każdy należący do klasy średniej i wyższej posiadał służbę. Te dane robią wrażenie. W większości przypadków były to tzw. służące do wszystkiego, które ogarniały dom od zakupów i gotowania, bo sprzątanie i pomoc przy dzieciach. Joanna Kuciel-Frydryszak (której miała okazję posłuchać podczas Big Book Festival 2019) postanowiła przybliżyć nam historie tysięcy dziewczyn, których często jedynym życiem była praca.
Historie służących bywały różne
Były zatrudniane za niewielkie pieniądze po to, aby ogarniać dom swoich pracodawców. Sprzątać, gotować, prać, prasować, szyć i podawać do stołu, kiedy tylko potrzeba. Nazywano je Marysiami, aby nie musieć za każdym razem uczyć się nowego imienia.
Sytuacja życiowa większości służących nie różniła się znacząco od niewolnictwa. To pani domu decydowała czy i kiedy służąca może wyjść, o której będzie mogła pójść spać lub czy będzie mogła pojechać do rodziny. Pracujące kobiety nie miały prawa głosu – jakikolwiek sprzeciw równał się zwolnieniu z negatywnym wpisem do książeczki pracowniczej, co mogło odbić się na problemach ze znalezieniem sobie pracy. Lepiej było po prostu grzecznie przytakiwać.
Zdarzały się oczywiście chlubne wyjątki. W książce wspomniane są nazwiska Sienkiewicza, Gombrowicza, Iłłakowiczówny czy Nałkowskiej, którzy traktowali swoje służące z szacunkiem i dbali o nie do końca. W opowieściach Niestety była to zdecydowana mniejszość.
Historie służących to także historie samotności. Wiele z nich nigdy nie ułożyło sobie życia prywatnego. Nie miały czasu na zawieranie małżeństw, a także posiadanie własnej rodziny, zwłaszcza dzieci oznaczało koniec z pracą. Ciężko w grafiku służącej było wcisnąć sobie chociaż 5 minut dla siebie. Jak pani była łaskawa, to udawało się dostać wychodne co drugą niedzielę. Na życie towarzyskie nie było przestrzeni.
„Służące do wszystkiego” to książka niezwykle przekrojowa. Autorka porusza bardzo wiele aspektów pracy służącej i ukazuje nam, jak zmieniała się sytuacja w okresie od początku XX wieku do lat 50. Składa w całość zapiski z czasopism, wspomnienia, fragmenty „Poradnika dla służby domowej”, a także np. raporty policyjne. Niestety nie ma możliwości bezpośredniego dowiedzenia się, co czuły bohaterki książki. Często nie poznamy ich z imienia. Większość z nich była niepiśmienna, nie zachowały się więc żadne pamiętniki czy listy. Dlatego w książce dużo więcej jest faktów niż emocji – te drugie możemy dopowiedzieć sobie sami.
Każdy rozdział to inny problem, inny aspekt życia. Dowiadujemy się, jak szukało się pracy, jak mieszkało, jak wyglądał typowy dzień. Kuciel-Frydryszak zagląda do małych pokoików bez okien i ciasnych kuchni, aby odnaleźć jak najwięcej szczegółów. Dostajemy bardzo rozbudowany portret służącej, kobiety, o której w większości przypadków zapominano chwilę po jej zniknięciu z domu. „Służące do wszystkiego” uczą, czasami bawią, ale przede wszystkim dają wiele do myślenia na temat relacji międzyludzkich.