Ota Pavel
„Śmierć pięknych saren. Jak spotkałem się z rybami”
Wydawnictwo Agora
Czasami wspaniałe książki powstają trochę przez przypadek. Nie są planowane pod czytelnika, nie pisze się ich na sprzedaż, nie zakłada się życia z publikowania. Tak właśnie powstały opowiadania ze zbioru „Śmierć pięknych saren”, które były ucieczką od teraźniejszości w świat dzieciństwa.
Ota Pavel to pochodzący z Czechosłowacji korespondent sportowy. Poza relacjami z zawodów pisał także bardzo dobre reportaże sportowe czy opowiadania. Był synem Żyda i katolickiej Czeszki, który jako dziecko z bliska obserwował dramat holokaustu. Ta trauma z dzieciństwa sprawiła, że w wieku 34 lat zapadł na chorobę psychiczną. Jedną z form terapii było spisanie swoich wspomnień z dawnych lat. Niestety, nie pomogło mu to pokonać choroby, ale dzięki temu dostaliśmy piękną i wzruszającą książkę.
Polskie wydanie opowiadań Oty Pavela to właściwie dwie oryginalne książki – „Śmierć pięknych saren” i „Jak spotkałem się z rybami”. Pierwsza z nich zawiera wspomnienia autora z czasów dzieciństwa. Młody Pavel, będący narratorem, wraca do chwil, kiedy miał niewiele lat i życie było proste. Głównym bohaterem jego opowieści jest tatuś – jak określa swojego ojca Pavel. Nieco nieogarnięty, naiwny i rozczulający akwizytor, który co chwila próbuje podbić świat – raz elektroluksami, raz super lepami na muchy. Ma w sobie wiele uroku i charyzmy, potrafi sprzedać odkurzacze we wsi, gdzie nie prądu, jednak co jakiś czas jego dobra passa mija. Kolejne porażki próbuje obrócić w żart i znaleźć w nich coś pozytywnego. Pomiędzy kolejnymi „interesami życia” tatuś łowi ryby. To właśnie ukochane karpie wypełniają życie taty i z nimi wiąże się wiele historii.
Kiedy wybuchła II wojna światowa Pavel miał zaledwie 9 lat. To taki wiek, kiedy człowiek już dużo widzi, ale nie wszystko jeszcze rozumie. Ojciec i dwaj starsi bracia Oty trafili do obozów, z których na szczęście udało im się wrócić. Wojna w tej książce nie jest groźna i przerażająca. Zastanawiałam się, czytając książkę, na ile jest to próba poradzenia sobie z traumą, takie magiczne myślenie, że chcemy wymazać z pamięci te tragiczne chwile próbując znaleźć w nich coś zabawnego. To właśnie o tej części wziął się tytuł całego zbioru. Ojciec Oty zawsze uważał, że zabić sarnę to jak zabić człowieka. Kiedy jednak jego synowie dostali wezwanie do obozu uznał, że potrzebny jest im kawał dobrego mięsa, który doda sił. „Kto wie, czy ten rogacz nie ocalił mi życia. Może właśnie te ostatnie kawałki porządnego mięsa dały mi siłę, by przetrwać do końca” – mówi jeden z nich.
W „Jak spotkałem się z rybami” poznajemy powojenne historie autora. Ryby są wspólnym mianownikiem wszystkich opisanych tam wydarzeń. Ota zaraził się pasją wędkarstwa od swojego ojca i nie raz wracał sam lub z braćmi nad rzekę Berounkę, aby posiedzieć z wędką i poczuć spokój, wolność.
Rybołówstwo to przede wszystkim wolność. Iść całe kilometry za pstrągami, pić wodę ze źródeł, być samotnym i wolnym przynajmniej godzinę, dzień lub nawet tygodnie. Wolnym od telewizji, gazet, cywilizacji.
Nad językiem, jakim pisze Ota Pavel zachwycałam się już czytając jego „Puchar od Pana Boga”. Wyróżniają go wyjątkowa wrażliwość i poetyckość przeplatane subtelnym humorem. Czytając opowiadania nie sposób nie uśmiechnąć się pod nosem i nie pomyśleć sobie „jakie to wszystko urocze”. W ten lekki sposób autor pisze jednak o rzeczach ważnych i nieraz smutnych.
Mariusz Szczygieł reklamował opowiadania Oty Pavla mówiąc, że jest to „najbardziej antydepresyjna książka na świecie”. Brzmi nieco zaskakująco, gdy pomyśli się o okolicznościach, w jakich powstała. Ale Pavel pięknie łączy humor, mądrość, nostalgię, smutek i nadzieję.