Książki / reportaż

103 miliony porozrzucanych kości

8 września 2020

Tagi: , , , ,

"Strup. Hiszpania rozdrapuje rany" Katarzyna Kobylarczyk, Wydawnictwo Czarne

Katarzyna Kobylarczyk
„Strup. Hiszpania rozdrapuje rany”
Wydawnictwo Czarne

Moje wspo­mnie­nia z Hisz­pa­nii są bar­dzo kolo­ro­we i pozy­tyw­ne. Cie­pło, miło, prze­pięk­na roślin­ność, dużo owo­ców, mili ludzie. Spę­dzi­łam tam rok temu urlop pod­czas piel­grzym­ki do San­tia­go de Com­po­stel­la i zosta­ły mi z tego kra­ju same dobre wspo­mnie­nia. I teraz, pomię­dzy te pięk­ne obraz­ki, wbi­ja się Kata­rzy­na Koby­lar­czyk ze swo­ją książ­ką „Strup. Hisz­pa­nia roz­dra­pu­je rany” i mówi, że pod tymi uśmie­cha­mi ukry­wa­ją się cią­gle śla­dy woj­ny domo­wej z lat 30. ubie­głe­go wie­ku. Woj­ny, któ­ra pochło­nę­ła ponad pół milio­na ludz­kich żyć, czę­sto nie­win­nych cywi­li i nigdy do koń­ca nie zosta­ła w spo­łe­czeń­stwie hisz­pań­skim roz­li­czo­na. Maso­we egze­ku­cje, pro­wa­dzo­ne po cichu, noca­mi, z dala od miej­sco­wo­ści spra­wi­ły, że wie­le ofiar pocho­wa­nych było w zbio­ro­wych gro­bach, w miej­scach nie zna­nych niko­mu. Dla rodzi­ny śmierć bli­skich jest tra­ge­dią, ale nie­moż­ność poże­gna­nia kogoś po śmier­ci i odwie­dza­nia jego gro­bu spra­wia, że jesz­cze trud­niej z tą tra­ge­dią sobie pora­dzić. Do tych wła­śnie rodzin docie­ra Koby­lar­czyk szu­ka­jąc histo­rii na kolej­ne stro­ny książ­ki. Histo­rii, któ­re nie powin­ny zostać pomi­nię­te i zapomniane.

Nie pole­gli na fron­cie. Dosta­li kul­kę w łeb za to, że „nie myślą tak jak my”. Od same­go począt­ku było więc jasne, że nie kwa­li­fi­ku­ją się do żad­ne­go monu­men­tu, pan­te­onu, ani tabli­cy. Nikt sobie spe­cjal­nie nie zaprzą­tał nimi gło­wy. Zosta­li w zie­mi, w ano­ni­mo­wych mogiłach.

Współ­cze­sna histo­ria Hisz­pa­nii nie nale­ży do naj­ła­twiej­szych. Naj­pierw okrut­na woj­na domo­wa, tuż po niej II woj­na świa­to­wa, a następ­nie reżim gene­ra­ła Fran­co, któ­ra swój koniec mia­ła w 1975 roku. Ponad 40 lat, kie­dy nie moż­na było czuć się bez­piecz­nie i spo­koj­nie. Bar­dzo nie­wie­le trze­ba było bowiem zro­bić, żeby tra­fić do wię­zie­nia lub zgi­nąć. Wystar­czy­ło mieć jakiś „nie­pra­wi­dło­wy” epi­zod w prze­szło­ści, powie­dzieć złe zda­nie lub wywie­sić fla­gę w oknie. Ludzie wycho­dzi­li z domu i nigdy do nie­go nie wra­ca­li. Zni­ka­li bez śla­du, bez wyro­ku. W woj­nie domo­wej naj­gor­sze jest to, że nigdy nie wia­do­mo do koń­ca, komu moż­na ufać. Przy­ja­cie­le, sąsie­dzi czy rodzi­na nagle sta­ją się wro­ga­mi, tych, z któ­ry­mi jesz­cze nie­daw­no pili­śmy wino nale­ży teraz uni­kać. Prze­ciw­nik miesz­ka dwa domy dalej i cho­dził z nami do szko­ły. To wszyst­ko odci­ska pięt­no na rela­cjach mię­dzy­ludz­kich na dłu­gie lata.

Rodzi­ny tych, któ­rych zabi­ja­no, i tych, któ­rzy zabi­ja­li, cza­sem żyły koło sie­bie wie­le lat. W jed­nej wsi, w mil­cze­niu. Rano przy­szedł czło­wiek, sie­dem­dzie­się­cio­la­tek, żeby opo­wie­dzieć o swo­im ojcu. Ten ojciec zdo­łał uciec w góry, ukryć się przed aresz­to­wa­niem. Miał pecha, bo zoba­czył go ktoś z jego wsi. Ta oso­ba wyda­ła go falan­gi­stom. Zanim go roz­strze­la­li, spro­wa­dzi­li tego czło­wie­ka do wsi, kaza­li mu przejść głów­ną uli­cą, bijąc go i kopiąc. Jego żona była wów­czas w cią­ży, widzia­ła wszystko.

Strup” to nie jest historia tylko o wojnie, ale o tym, co po niej zostaje

Boha­te­ra­mi repor­ta­żu Kata­rzy­ny Koby­lar­czyk są w dużej mie­rze dzie­ci i wnu­ko­wie ofiar wojen­nych. Po kil­ku­dzie­się­ciu latach od zakoń­cze­nia walk, kie­dy w Hisz­pa­nii zmie­ni­ła się sytu­acja poli­tycz­na pró­bu­ją odzy­skać kości swo­ich naj­bliż­szych. Po tak dłu­gim cza­sie nie jest to łatwe zada­nie. Moż­na bazo­wać na nie­wiel­kich przed­mio­tach, któ­re się zacho­wa­ły lub bada­niach DNA. Mimo wszyst­ko ci ludzi chcą odna­leźć rodzi­nę i przy­ja­ciół. Prze­ko­pu­ją pola i lasy, prze­szu­ku­ją stud­nie i rowy. Doma­ga­ją się praw­dy. Trwa­ją­cy po woj­nie reżim gene­ra­ła Fran­co sku­tecz­nie dbał bowiem o to, żeby poka­zy­wa­na była tyl­ko odpo­wied­nia „praw­da”. Maso­wych mogił odko­pa­no w ostat­nich latach ponad 700, a to nie­wiel­ki pro­cent tego, ile ich jesz­cze jest. Wie­lu z nich już nie da się odna­leźć, sta­nę­ły na nich budyn­ki, przy­kry­ły je drogi.

Myślę, że mar­twi tak­że mają pra­wa – powie­dział jesz­cze. – Na przy­kład pra­wo do praw­dy. Praw­da nigdy się nie przedawnia.

Na dużą pochwa­łę zasłu­gu­je na pew­no ilość zebra­ne­go przez autor­kę mate­ria­łu. Koby­lar­czyk odby­ła wie­le roz­mów, odwie­dzi­ła licz­ne miej­sca i się­gnę­ła do doku­men­tów i źró­deł, aby przed­sta­wić czy­tel­ni­kom sze­ro­ki i bar­dzo rze­tel­ny prze­krój histo­rii. Imio­na, nazwi­ska, daty, miej­sca, licz­by – tym wszyst­kim bom­bar­du­je swo­ich odbior­ców repor­ter­ka. Jed­no­cze­śnie w tym wszyst­kim książ­ka nie zatra­ci­ła ludz­kie­go, peł­ne­go emo­cji wymia­ru. Każ­da histo­ria kra­ju jest bowiem zlep­kiem histo­rii poje­dyn­czych ludzi. Setek tysię­cy poje­dyn­czych historii.

Po każ­dej takiej książ­ce myślę sobie, że nigdy nie może­my być pew­ni jutra. Oraz zada­ję sobie pyta­nie, jak to jest, że ludzie potra­fią być tak okrut­ni. Podob­ne myśli mia­łam po lek­tu­rze „Bło­ta słod­sze­go niż miód” Mał­go­rza­ty Rej­mer. Tak bar­dzo chcia­ła­bym, aby ludzie uczy­li się histo­rii. Bo histo­ria, któ­rą przy­bli­ża nam Koby­lar­czyk jest nie­zwy­kle uniwersalna.

 

1 likes
Close