„Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął”
reż. Felix Herngren
Alan Karlson jest staruszkiem, który przebywa w domu opieki społecznej po tym, jak zabił lisa potężnym wybuchem. Ten stan rzeczy nie bardzo mu odpowiada, dlatego w dniu swoich setnych urodzin postanawia – jak wskazuje tytuł filmu – wyskoczyć przez okno i uciec.
Na dworcu przez przypadek wchodzi w posiadanie walizki wypełnionej pieniędzmi, na której zależy jednemu z gangów motocyklowych. Z tej sytuacji muszą wyniknąć kłopoty.
Alan (Robert Gustafsson) nie jest zwykłym staruszkiem. Ma sto lat, nie boi się wyzwań, a jego życiową pasją jest wysadzenie wszystkiego dookoła. Żyje chwilą (tę zasadę wpoiła mu matka w chwili swojej śmierci) i niczym się nie przejmuje. Jednocześnie pomimo wieku nie brakuje mu energii i zapału do działania, dlatego spokojne życie w domu opieki jest dla niego nie do wytrzymania. Dzięki swojemu nieco beztroskiemu podejściu do życia udaje mu się wyjść cało z wielu kłopotów, a tych w filmie nie brakuje. Staruszek musi bowiem uciekać przed gangiem motocyklowym, któremu zabrał 50 milionów oraz poszukującym go na zlecenie pracowników opieki policjantem.
Żyjąc sto lat można pochwalić się bogatą historią i licznymi wspomnieniami. Historie z życia Alana, który uczestniczył w najważniejszych wydarzeniach XX-wiecznej Europy i spotkał m.in. Franco czy Stalina stanowią drugą warstwę filmu. Miłość do wybuchów zaprowadziła bohatera na front hiszpańskiej wojny domowej, do syberyjskich łagrów czy też do roli podwójnego szpiega podczas zimnej wojny. W międzyczasie spotkał szalonego brata Alberta Einsteina czy rosyjskiego fizyka Aleksandra Popova. A wszystko to działo się przez przypadek, bez zbytniego zaangażowania Alana, któremu nie zależało na sukcesach, a jedynie na przetrwaniu chwili.
„Stulatek, który wyskoczył przez okno…” to przede wszystkim ciekawa dawka humoru – jedna absurdalna sytuacja goni następną. Film stanowi wybuchową mieszankę przygody, kryminału, czarnego humoru, absurdu i groteski.
Niektórzy określają „Stulatka…” mianem kolejnego „Forresta Gumpa”. Może to porównanie jest przesadzone, nie mniej jednak szwedzka komedia to dobry film na pozytywny wieczór.
Pewne jest tylko to co jest, a co ma być to będzie.