Teoretycznie przyjechałam tutaj do pracy, ale w praktyce są to bardziej wakacje z od czasu do czasu jakimś zajęciem. Założenie było takie, że prowadzę gry dla dzieci ze świetlicy środowiskowej kilka razy w tygodniu. W praktyce jest to dom dziecka i jeden-dwa razy tygodniowo. Na razie zdążyłam być na zajęciach z dziećmi trzy razy i raz w ośrodku dla upośledzonych (tego nie było w umowie!). Pierwsze spotkanie z dzieciakami okazało się porażką – jakiekolwiek doświadczenie w pracy z dziećmi i znajomość zabaw przegrały z moją nieumiejętnością serbskiego. Dlatego na następny raz zaczęłam zgłębiać podstawowe słowa, aby chociaż trochę umieć je ogarnąć i było trochę lepiej. Ale tylko trochę. Te dzieci biegają i krzyczą non stop, a do tego mają swój dziecięcy slang, więc nawet jak się staram je rozumieć, to i tak średnio wychodzi. Najczęściej powtarzanym zwrotem jest i tak „sluszaj Nedu” (Neda to serbska wolontariuszka). Ale mimo wszystko dzieci są słodkie i po każdym spotkaniu myślę sobie, że mogłabym któreś zaadoptować i zabrać do Polski 😉
Poza tym podobałby mi się taki układ pracy, gdyby nie fakt, że panuje zupełny chaos organizacyjny. Projekt jest w trakcie tworzenia i wszystko się zmienia. Dlatego nie możemy się doprosić jakiegokolwiek grafiku na następny tydzień. I pomyśleć, że szef projektu jest studentem zarządzania!
Ta… podobno lubię dzieci
9 września 2010
Ta… miałam pisać, ale zupełnie nie ma na to czasu, a jak już jest to nie ma Internetu. Jestem tutaj już dwa tygodnie i naprawdę dużo się wydarzyło. Powoli zaczyna mi się mieszać co, gdzie, kiedy i jak miało miejsce. Dlatego najwyższy czas się sprężyć i zebrać wszystko do kupy.
0 likes