Alessandro Baricco
(a może właściwie Jasper Gwyn)
„Trzy razy o świcie”
Wydawnictwo Sonia Draga
Gdybym miała wskazać mój ulubiony i najprawdziwszy cytat z książki, to byłoby to zdanie z „Gry w klasy” Julio Cortazara mówiące, że „Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu”. Bo życie składa się z krótkich, czasami przelotnych i przypadkowych spotkań, które zawsze zostawią jakiś ślad, nawet jak nie mamy tego świadomości. I o tym właśnie jest nam „Trzy razy o świcie” Alessandro Baricco – o przypadkowych spotkaniach dwojga ludzi, spotkaniach, które mogą zmienić nasz świat, chociaż nie zawsze to robią od razu.
Trzy świty, trzy historie, dwoje ludzi
Ona i on – Mary Ho Pearson i Malcolm Webster. Spotykają się trzykrotnie, za każdym razem po raz pierwszy i po raz ostatni. Za każdym razem w innym czasie, w innych momentach swojego życia. Bo życie każdego z nich jakby biegło w innym tempie, w zupełnie inny sposób. Raz mają tyle samo lat, raz ona jest młodszą od niego dziewczyną, a raz on małym chłopcem, a ona starszą kobietą. Baricco tłumaczy, że Mają taką możliwość, ponieważ żyją w innym Czasie, którego na darmo szukać w naszej codzienności. Czas ten wypełniają opowieści, które są ich wielkim przywilejem. Baricco żongluje czasem. W każdej historii obaj bohaterowie są ci sami, z tą samą indywidualną historią, chociaż wspólną już nie. To zresztą bez znaczenia. Znaczenie ma bowiem to, co się dzieje w nas, a nie dookoła nas.
Nocne rozmowy
Spotykają się wieczorem w hotelowym lobby. W tym samym hotelu. Spędzają ze sobą jedną noc, aby o świcie rozejść się każde w swoją stronę. Ale to są długie i intensywne noce i poranki. Noce pełne rozmów, które dają do myślenia. Bohaterom i czytelnikowi. Baricco buduje swoją książkę głównie z dialogów. Oddaje głos bohaterom, to oni mówią co myślą i czują. Bo najwięcej możemy nauczyć się od drugiego człowieka.
Chociaż Mery i Malcolm spędzają ze sobą tylko krótkie chwile, mamy wrażenie, że ich relacja staje się bardzo intensywna.
A o świcie wszystko się zmienia
Dziewczyna wsiada do autobusu i odjeżdża, policja aresztuje człowieka lub młody chłopiec trafia do nowego domu. Każdy żyje dalej swoim życiem. „Trzy razy o świcie” to także opowieść o tym, co konsekwencjach naszych decyzji. Kiedy poskładamy wszystkie elementy tej układanki w całość, kiedy odnajdziemy się w tym poplątanym wątku czasu i ułożymy go po kolei, odkryjemy wszystkie połączenia przyczynowo-skutkowe powstanie obraz życia dwojga ludzi, w których pozostały dramaty młodości.
Baricco wprowadza do swojej książki jeszcze jednego ważnego bohatera – Jaspera Gwyna. Jest on zresztą nie tylko bohaterem, ale także autorem tej książki. Ci, którzy mają za sobą lekturę „Mr. Gwyna” pamiętają, jak Rebeca czytała na „Trzy razy o świcie” poznając tajemnicę pisarza. Gwyn pisał portrety ludzi zawierające się w miejscach, krajobrazach, przedmiotach… Czym jest więc w tym autoportrecie? Hotelowym hallem, który bacznie obserwuje przewijających się przez niego ludzi?
Ci, co nie czytali historii Gwyna mogą spokojnie sięgnąć po „Trzy razy o świcie” (chociaż polecam czytać po kolei), bo książka nie traci bez znajomości poprzedniej. Stanowi zupełnie niezależną, odrębną całość. I bardzo daje do myślenia o tym, że świat nie zawsze skonstruowany jest tak, jak nam się wydaje. To lektura, którą czyta się przez jeden wieczór, a potem myśli o niej przez kolejne dziesięć.