Wczoraj Dusan zapytał mnie, co było dla mnie największym zaskoczeniem i w czym Serbia różni się od Polski. I był niezwykle zdziwiony tym, co mu opowiedziałam. Tutaj mam wrażenie, że życie płynie dużo wolniej niż w Polsce i o każdej porze dnia i nocy można spotkać ludzi przesiadujących w kawiarniach i spotykających się ze znajomymi. Nie wyobrażam sobie pełnych ogródków na Piotrkowskiej o 12 w południe w środku tygodnia. Zresztą chyba większość miejsc nie pracuje od wczesnych godzin porannych. Dusan i Irena nie potrafili tego zrozumieć, że Polacy spotykają się na kawę po południu i wieczorem i nie robią tego codziennie. Dla nich to jakby rytuał dnia powszechnego.
No i jeszcze jedna rzecz, która mnie zaskakuje, ale jednocześnie denerwuje tutaj. Mianowicie Serbowie niesamowicie palą i to w dodatku w każdym miejscu. Jak wracałam pociągiem z Niszu i nie było już miejsc w wagonie dla niepalących (po jeździe w poprzednią stronę pamiętałam, żeby szukać miejsca w takim) niestety musiałam skorzystać z tego, gdzie papierosy są dozwolone. I w całym wagonie nie było ani jednego przedziału, gdzie ktoś by nie palił! A raczej, gdzie nie paliłaby większość. Dzisiaj przekonałam się, że w centrum handlowym też można sobie spokojnie posiedzieć przy stoliku z papieroskiem. Jak dobrze, że w łódzkiej Manufakturze czy Galerii tak nie jest.