Anna Bolava
„W ciemność”
Wyd. Książkowe Klimaty
(tłum. Agata Wróbel)
Anna Bartákova mieszka w niewielkim czeskim miasteczku. Żyje samotnie po tym, jak rozstała się z mężem. Jest tłumaczką książek oraz zbiera zioła. To właśnie to ostatnie – zioła – dominuje w jej życiu, wyznacza mu rytm i nadaje sens. Anna jest też bardzo chora. Strona po stronie, rozdział po rozdziale obserwujemy, jak coraz bardziej traci siły, jak rozpada się na kawałki. „W ciemność” – prozatorski debiut czeskiej poetki Anny Bolavy – to powieść o powolnym znikaniu. O popadaniu w obłęd. Czy miłość do ziół to ucieczka przed światem, czy raczej świat uciekł od Anny nie rozumiejąc jej pasji?
Człowiek, który zbiera zioła, zawsze ma zbyt mało czasu, stopniowo zaczyna trącić zmysły. Nieustannie pragnie uchwycić istotę piękna każdego z gatunków i to obraca się przeciwko niemu. Człowiek, który naprawdę kocha zioła, jest inny niż wszyscy i z czasem przestaje o tym mówić.
Dziurawiec, skrzyp, mięta, lipa, jasnota… Bohaterka Bolavy myśli i opowiada o tym wszystkim z przeogromną miłością i zaangażowaniem. Zna się na ziołach jak mało kto. A autorka pisze o tym wszystkim w taki sposób, że książkę odczuwamy wszystkimi zmysłami – słyszymy szelest suszących się liści, czujemy zapach łąki po deszczu i kwitnącej lipy. Każdy zerwany liść jest dla Anny wyjątkowy, patrzy ona na swoje zbiory z zachwytem, rozkoszuje się dotykiem kwiatów w torbie, wzrusza się zaglądając na strych zawalony suszącymi się roślinami. Świat poza ziołami jest tylko smutną koniecznością. Jeść trzeba po to, żeby mieć siłę na zrywanie, tłumaczenia nie mogą wypadać w czerwcu, kiedy na łąkach jest najwięcej pracy. Z ludźmi kontakty trzeba utrzymywać minimalne. Bo ludzie nie rozumieją Anny, nie podzielają jej pasji, ludzie tylko przeszkadzają w pracy. Uważają ją za dziwaczkę, szamankę. Dużo lepiej Anna czuje się w kontaktach z przyrodą.
Trudno jednak jednoznacznie oceniać Annę i określić swoje emocje w stosunku do niej. Pierwszoosobowa narracja sprawia, że jesteśmy w stanie zanurzyć się w głąb bohaterki, zobaczyć wszystkie jej emocje, ekscytacje i lęki. Pojawiło się we mnie współczucie, chęć przytulenia i powiedzenia, że wszystko będzie dobrze. A potem pomyślałam, że może byłoby, gdyby Anna na to pozwoliła. Ale ona dąży do samounicestwienia. Nie da się jej lubić, ale nie da się też zupełnie nie lubić. Można tylko iść obok niej, kiedy powolnym krokiem schodzi w ciemność.
Mogłabym zakopać się w stosach kwiatów i tak umrzeć wśród nich. Czy istnieje piękniejsza śmierć? Nikt nigdy by mnie nie znalazł. Rozpuściłabym się w tym obezwładniającym zapachu, ususzyła się po ciemku na gazetach – przedziwny ludzki kwiat. Jak długo schłaby lipa, a jak długo ja? Jaki jest właściwie wskaźnik usychalności człowieka?
Jak refren w powieści występują cotygodniowe wyprawy Anny do skupu. Niby każdy wtorek jest taki sam – wypakowane ziołami worki wrzucone na przyczepkę rowerową, wycieczka do centrum i powrót z zarobioną gotówką. Ale każdy kolejny wtorek jest inny. Każdy kolejny wtorek wymaga coraz więcej wysiłku.
„W ciemność” Anny Bolavy to książka, która zmęczyła. Autorka nie oszczędza swojej bohaterki, a czytelnikowi nie oszczędza szczegółowych opisów. Przed oczami miałam wychudzoną, wyniszczoną kobietę, z brudnym bandażem na niesprawnej ręce, z sinymi nogami i wargami. Są chwile, kiedy Anna ledwo wstaje z łóżka, a my czujemy ten okropny ból, który jej towarzyszy. Jedna tabletka, kilka kropel maści i chociaż na chwilę można zapomnieć, chociaż na chwilę pójść do sadu po kwiaty. Ale z czasem ran jest coraz więcej, a tabletki już nie przynoszą ulgi. A my tracimy orientację, które rzeczy dzieją się na prawdę, a które tylko w Anny głowie.
Trochę z ulgą zamknęłam tę książkę. Bardzo dobrą książkę, ale taką, po której trzeba odpocząć. Wyjść z dusznego poddasza wypełnionego mieszanką ziołowych zapachów do ludzi. Uciec jak najdalej od tej drogi, którą przemierzała Anna na swoim rowerze.
PS. Ta książka czekała na swoją kolej przeczytania ponad 3 lata. Kupiłam ją po spotkaniu z autorką podczas Big Book Festival w 2018 roku. I chociaż po spotkaniu wydawało mi się, że wiem, czego się spodziewać, to nie sądziłam, że aż tak bardzo.