Podróże / Polska

Zimowa Watra Wędrownicza

13 lutego 2015

Tagi: , , , , ,

Naj­star­si góra­le nie pamię­ta­ją już kto i skąd wpadł na te sza­lo­ny pomysł. Nie mniej jed­nak ponie­waż im bar­dziej absur­dal­ny pomysł, tym szyb­ciej znaj­dzie zain­te­re­so­wa­nie w towa­rzy­stwie sta­ło się. 8 lat temu po raz pierw­szy posta­no­wi­li­śmy wbrew mro­zom, śnie­gom i zdro­we­mu roz­sąd­ko­wi poje­chać na Zimo­wą Watrę Wędrow­ni­czą. Ta enig­ma­tycz­na dla wie­lu nazwa ozna­cza nic inne­go jak „przy­pad­ko­we spo­tka­nie har­ce­rzy” na szczy­cie jed­nej z beskidz­kich gór miło­śni­ków spa­nia pod namio­tem. Kie­dy pierw­szy raz jecha­li­śmy prze­czy­ta­li­śmy chy­ba wszyst­kie dostęp­ne w Inter­ne­cie porad­ni­ki „Jak prze­żyć zimą pod namio­tem” – w żad­nym z nich nie było jed­nak napi­sa­ne, że nale­ży zamknąć namiot na noc. Ten mały błąd wystra­szył nie­któ­rych na kolej­ne lata.

Nie mniej jed­nak są tacy, któ­rzy przy­wią­za­li się do tej zimo­wej wędrów­ki i pomi­mo zapew­nia­nia za każ­dym razem, że to już napraw­dę ostat­ni raz i za rok nie jedzie­my, rezer­wu­ją sobie w kalen­da­rzu pierw­szy week­end lute­go. Poza tym na liście wszech cza­sów (taka lista osób uło­żo­na od ilo­ści zali­czo­nych watr) jeste­śmy już w pierw­szej 30 na jakieś 900 pozy­cji, więc nie moż­na stra­cić miej­sca w czo­łów­ce. Może kie­dyś sta­nie­my na podium?

Tak więc w tym roku w gro­nie trzech wete­ra­nów i dwój­ki świe­ża­ków posta­no­wi­li­śmy po raz 123456 zdo­być Bara­nią Górę. Nie było łatwo, bowiem wszyst­kie szla­ki dooko­ła były już przez nas scho­dzo­ne, ale uda­ło się dro­gę nie­co inną niż rok temu. Dro­dzy orga­ni­za­to­rzy – jeże­li za rok posta­no­wi­cie zno­wu wylo­so­wać coś pomię­dzy Milów­ką, Szczyr­kiem, a Wisłą, to nie­ste­ty zosta­nie nam już tyl­ko przy­by­cie balo­nem, aby było z innej stro­ny. Wbrew napły­wa­ją­cym od naszych zna­jo­mych, któ­rzy już od dwóch dni prze­cie­ra­li beskidz­kie szla­ki ostrze­że­niom tego dnia szło się wyjąt­ko­wo jak na zimę przy­jem­nie. Wła­ści­wie było­by ide­al­nie, gdy­by­śmy pamię­ta­li o tym, że obcym nie zawsze nale­ży ufać (Sza­now­ny Panie Nar­cia­rzu ze Skrzycz­ne­go – chcia­ła­bym bar­dzo podzię­ko­wać za pięk­nie wska­za­ną ścież­kę, któ­ra wca­le nie koń­czy­ła się nagle miej­scem pra­wie nie do poko­na­nia). Nawet zabra­ne przez przy­pa­dek oku­la­ry prze­ciw­sło­necz­ne się przydały.

Nie­ste­ty nie dotrzy­ma­li­śmy w tym roku tra­dy­cji dotar­cia na obo­zo­wi­sko po ciem­ku. Podob­nie zresz­tą jak tej, że zwi­ja­my się rano jako ostat­ni. A ja nie dotrzy­ma­łam w tym roku tra­dy­cji cho­dze­nia jako ostatnia!

Wie­czo­rem ogni­sko – kie­dy już czło­wiek miał nadzie­ję, że jesz­cze poje­dzie dwa razy, zdo­bę­dzie zło­tą odzna­kę i już będzie mógł odpu­ścić oka­za­ło się, że tak pro­sto nie będzie. Za 15 watrę moż­na będzie otrzy­mać kolej­ny super zna­czek. A potem pew­nie kolej­ny i tak do emerytury.

Noc w namio­cie to taka cudow­na chwi­la, kie­dy czło­wiek zaczy­na zasta­na­wiać się, przy jakiej tem­pe­ra­tu­rze orga­nizm zamar­z­nie. I cho­ciaż nigdy jesz­cze nie było na Zimo­wej Watrze ofiar zamar­z­nię­cia (albo dobrze je zako­pu­ją w śnie­gu) to jed­nak czar­ny humor sta­je się pod­sta­wą prze­trwa­nia. Zwłasz­cza w sytu­acji, gdy ktoś śpią­cy obok cie­bie ma fiń­ski śpi­wór woj­sko­wy wyglą­da­ją­cy jak worek na tru­pa. Nie mniej jed­nak muszę przy­znać, że jak tyl­ko znaj­dę tra­ga­rza, to chęt­nie poznam fiń­skie­go żoł­nie­rza, któ­ry poży­czy mi takie cudo.

Pora­nek zasko­czył nas bar­dzo – przez chwi­lę mie­li­śmy wra­że­nie, że magicz­ne moce prze­nio­sły nas gdzie indziej, bo nie­moż­li­we, żeby świat zmie­nił się tak bar­dzo w 8 godzin. Nie­ste­ty oka­za­ło się, że to nadal Bara­nia Góra, tyl­ko o jakieś pół metra bar­dziej ośnie­żo­na. To był znak, że trze­ba wdro­żyć zmia­nę pla­nów i zejść do Milów­ki. Oczy­wi­ście głów­ną moty­wa­cją nie było skró­ce­nie tra­sy, tyl­ko spę­dze­nie tych kil­ku godzin wędrów­ki z naszy­mi przy­ja­ciół­mi z hufca.

Zapisz

Zapisz

0 likes
Close