„Wikingowie”
produkcja: History
Mam za sobą już trzy i pół sezonu serialu „Wikingowie” i muszę przyznać, że ciężko połączyć je w całość i napisać coś spójnego na temat obejrzanych 40 odcinków. Każdy kolejny sezon różni się od poprzedniego, wprowadza nowe postaci, a także nieco zmienia charakter. Na początku mamy poznawanie przez widza kultury Normanów, a przez nich samych świata na Wyspach Brytyjskich, potem czekają na nas krwawe i rozbudowane sceny walk, aby w czwartym sezonie pójść nieco bardziej w stronę wizjonerstwa.
Główną postacią pierwszych czterech sezonów serialu jest Ragnar Lothbrok, syn boga wojny Odyna – ambitny, waleczny i przede wszystkim nie bojący się wyzwań człowiek, który bardzo szybko dzięki swojej odwadze i sprytowi z chłopa-wojownika staje się jarlem, a potem królem. To on jako pierwszy zabierze Normanów na zachód, do Anglii i pokarze im nowe lądy do zdobywania. A my przez kolejne sezony będziemy obserwować, jak Ragnar się rozwija i zmienia wraz z kolejnymi przygodami.
Ragnarowi na ekranie towarzyszą ciekawe i wyraziste postaci, z których każda ma swoją wyjątkową historię i moim zdaniem jest równie ważna, co główny bohater. Są to przede wszystkim nieco dziwny, ale głęboko uduchowiony i pokładający wszystko w bogach szkutnik Floki, przywieziony z Anglii mnich Athlestain, który żyje rozdarty między światem katolickim, a pogańskim, pierwsza żona Laghrta – przykład normandzkiej feministki, czy żyjący w cieniu Ragnara i pragnący być kimś jego brat Rollo.
Przez te 3,5 sezonu mój stosunek do bohaterów ciągle się zmieniał. Athlestain na początku wydawał mi się głupi, z czasem jednak jego decyzje, a także lojalność sprawiły, że zyskał w moich oczach. Za to Lagherta, która imponowała swoją niezależnością, odwagą i rozsądkiem w pewnym momencie stała się nudna i powtarzalna. Ile razy można powtarzać pewne motywy u jednego bohatera?
Wikingowie i historia
„Wikingowie” to serial bazujący na historycznych wydarzeniach, ale traktujący je wybiórczo. Większość głównych bohaterów serialu to postacie historyczne lub legendarne, a główne wątki i wydarzenia miały miejsce naprawdę albo przynajmniej są opisywane w jakichś sagach. Ragnar wspominany jest w „Sadze o Ragnarze” jako król Danii, który miał trzy żony (w serialu wspomniane są tylko dwie) oraz występujących w serialu synów – Ivara Bez Kości, Björna Żelaznobokiego, Halfdana Ragnarsson, Sigurda Wężoweoko i Ubbe Ragnarssona. Zapiski nie mówią za to nic o ego bracie, a postać Rollo wzorowana jest Rolfie, pierwszym księciu Normandii. Taka drobna zmiana.
Twórcy przyłożyli się także do dobrego odtworzenia realiów życia, wyglądu czy wierzeń. Domy, ubiór czy broń są podobno (ufam specjalistom, bo sama nie jestem historykiem) zgodne z tym, co mamy w zapiskach źródłowych. Ważne są także zaprezentowane relacje społeczne, hierarchia, pozycja jarla czy rola kobiet w grupie. Pomiędzy kolejnymi najazdami i bitwami twórcy przybliżają nam krwawe ofiary, śluby, pogrzeby czy fragmenty nordyckiej mitologii.
Bardzo swobodne jest podejście twórców serialu do umieszczania wydarzeń w czasie. Akcja momentami przeskakuje o kilka lat do przodu, o czym możemy zorientować się głównie dzięki dorastającym dzieciom (dorośli bowiem w serialu raczej się nie starzeją). W rzeczywistości rozpoczynający serial najazd na klasztor w Lindisfarne i przedstawiony w 4 sezonie najazd na Paryż dzieli 100 lat – na pewno obu wydarzeniom nie mógł przewodzić ten sam Ragnar. Dzięki takiemu zabiegowi widzowie mogą zobaczyć na ekranie najważniejsze wydarzenia z historii Ludów Północy.
Im dalej tym słabiej
Pierwsze trzy sezony naprawdę wciągały. Po najazdach na Anglię Wikingowie postanowili dotrzeć do Francji, obserwowaliśmy rozwój Ragnara i jego towarzyszy, nowe plany podbojów. Niestety mam wrażenie, że w czwartym sezonie coś się posypało. Pojawiają się postacie, dla których ciężko znaleźć uzasadnienie w serialu, nasi bohaterowie stają się coraz bardziej rochwiani emocjonalnie i irracjonalni. Być może wiąże się to z faktem, że Ragnar przechodzi kryzys własnej osoby i możemy mieć nadzieję, że jego synowie, zwłaszcza Ivar, sprowadzą serial ponownie na tory bezwględnych walk.
Nie mniej jednak „Wikingowie” to serial, który warto obejrzeć. Nakręcony z rozmachem, róznorodny i intrygujący. Do tego z super zdjęciami i ścieżką dźwiękową. Twórcy poradzili sobie zarówno ze scenami bitewnymi, gdzie ważny był rozmach, jak i z tymi, które skupiają się na emocjach pojedynczych bohaterów. Ciekawe, w którą stronę pójdą twórcy przy 5 sezonie, kiedy trzeba będzie wykreować nowego głównego bohatera.