Marta Abramowicz
„Zakonnice odchodzą po cichu”
Wyd. Krytyki Politycznej
Temat, jaki Marta Abramowicz wybrała na swoją książkę nie istniał prawie w ogóle w świecie. O byłych zakonnicach nie mówi się bowiem za bardzo, ani w Kościele, ani w społeczeństwie. One same zresztą niechętnie opowiadają o przeszłości, jakby wstydziły się wcześniejszego życia. Marta Abramowicz postanowiła dotrzeć do nich, porozmawiać i dowiedzieć się, dlaczego odeszły, jak wyglądało ich życie w klasztorze, a jak wygląda teraz. „Zakonnice odchodzą po cichu” to reportaż, w którym przełamuje się tabu i głośno mówi, że życie zakonne nie zawsze bywa święte.
„Zakonnice odchodzą po cichu” to 20 historii. Dotarcie do takiego grona rozmówczyń nie było łatwe. Nie ma żadnego miejsca, które skupiałoby takie osoby, trzeba poszukać, popytać, a potem jeszcze namówić na rozmowę.
Powodów odejścia jest tak wiele, jak wiele jest byłych zakonnic. Jedne poczuły miłość do drugiego człowieka, inne nie mogły znieść panujących w zgromadzeniu zasad i złego traktowania przez przełożone, czuły się samotne lub chciały realizować swoją misję, a były w tym ograniczane. Pojawia się zwątpienie w powołanie i w Boga.
Książka wzbudziła wiele kontrowersji. Środowiska kościelne dyskutowały z lewicową częścią społeczeństwa. Wierzę w autentyczność przedstawionych historii. Na pewno są zgromadzenia, gdzie przełożone nie szanują młodszych sióstr, gdzie występuje mobbing i zniewolenie. Są zakonnice, które przeżywają kryzys, mają problemy, depresje i nie radzą sobie ze sobą.
(…)siostry są rozliczane z tego, co zewnętrzne: ile godzin klęczą w kaplicy, jaką mają postawę, gdy się modlą, czy noszą habit. Ich dramatem jest, że przy tak ogromnej dbałości o spełnienie zewnętrznych wymagań nie mają już przestrzeni na życie duchowe. Nie starcza im sił i czasu na zaangażowanie w relację z Bogiem, relację mało uchwytną, której nie da się rozliczyć. Nie czerpią więc z niej energii. I wtedy pojawia się duży kryzys. Część z nich wówczas odchodzi.
Ale nie lubię uogólnień. Przykłady opisane w książce są tylko pewnym wycinkiem z klasztornej rzeczywistości. Oprócz nich istnieje wiele zakonów, gdzie występuje szacunek, zrozumienie, wiele sióstr, które kształcą się, mają pasję i z radością realizują swoją misję. Zresztą warto przeczytać wywiad z jedną z bohaterek książki, aby zobaczyć to samo z innej strony.
Jedną ze smutniejszych rzeczy jest również fakt, że mało która z byłych zakonnic nadal wierzy w Boga i jest blisko kościoła. Pytasz mnie znów o Boga? Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Może gdzieś jest. Ale ten Kościół, te zakony, to pranie mózgu, które tam przeszłam, to wszystko wydaje mi się wbrew naturze. Cały czas jestem niespokojna, szukam odpowiedzi. - tak mówi Iwona, ale podobne słowa przebijają się u pozostałych opisanych kobiet. Pobyt w klasztorze i negatywne wspomnienia z nim związane zabiły w nich bliskość Jezusa.
Nawet jeżeli “Zakonnice odchodzą po cichu” opisuje tylko pewien wycinek zakonnego świata, to przerażające jest to, że nawet taki wycinek istnieje. I to w miejscu, w którym miłość do drugiego człowieka i troska o jego dobro powinna być na pierwszym miejscu.